Upały. Temperatury nie malały już od wielu dni. Oczywiście na naszej komendzie był remont, więc o klimatyzacji mogliśmy tylko pomarzyć. W takie dni tak bardzo doceniałam pracę na kryminalnym. Dwa wiatraki dawały nam minimum chłodu w naszym pokoju.
- Dobra, zrywamy się- wstałam z krzesła, zamykając laptop.
- Gdzie?- zapytał Z, zerkając znad papierów.
- Nie wiem, ale na pewno coś wypatrzymy po drodze. Mam przeczucie.
- Ty i te twoje przeczucia. Znowu wejdziemy w sam środek zasadzki?
- Nie, wszyscy dziś na miejscu.
- No to jedziemy. Prowadź. Ale ty załatwiasz u Starego.
- Luzik, mi nie odmówi- puściłam mu oczko.
- Nigdy się nie dowiem jak to robisz.
- Przecież nie mógłby się oprzeć mojemu urokowi.
- Mała, nie prowokuj.
Uwielbiałam, kiedy jechaliśmy w teren.
Po kilku minutach siedzieliśmy w naszej "Kijance". Nakreśliłam mu gdzie ma jechać. Po zjechaniu z "ekspresówki", skręciliśmy w kierunku nieczynnego od lat kamieniołomu. Część zarosła już drzewami, droga też była coraz słabiej widoczna.
- Kogo tu szukasz?
- Dzieciaki lubią tu przychodzić.
- I?
- I chcę zapytać grzecznie czy wiedzą co za świństwo krąży ostatnio w okolicy.
- Grzecznie?
- Postaram się. Zatrzymaj się, dalej nie pojedziemy, tu droga się kończy.
- Nie, zobacz, dalej też jest.
- Trawa jest wysoka i nie widzisz co masz przed autem. Za dwa metry wjedziesz w dół głęboki na półtora i szeroki na pół metra. Powodzenia.
- Skąd to wiesz?
- Uchol mi powiedział. Tak odstraszają nieproszonych gości. Skutecznie zdaje się.
Niestety tym razem nie mieliśmy szczęścia. Kamieniołom był pusty. Usiadłam na krawędzi i spojrzałam w dół. Lubiłam tam siadać. Miałam wrażenie, że wzrokiem obejmuję cały teren. Usiadł obok i patrzył przed siebie. Mieliśmy chwilę tylko dla nas. Chwila to dobre określenie, bo zdążyłam o tym pomyśleć, a służbowy telefon skutecznie przerwał panującą ciszę.
- Cholera, Stary. Muszę odebrać- mruknęłam niechętnie.- Tak komendancie? W terenie. Pół godzinki, do czterdziestu minut. Tak jest. Za pół godziny mamy być na sali odpraw- zakomunikowałam Z.
- Po co?
- Nie powiedział. Mamy kwadrans dla siebie. Co robimy? Leżymy czy jedziemy na szamę?- uśmiechnęłam się.
- Głodna jesteś?
- Nie.
- To masz odpowiedź- odgarnął mi włosy z twarzy.
Przechyliłam głowę i oparłam ją na jego ramieniu. Ukrył moją dłoń w swojej i pocałował delikatnie, powoli. Lubiłam te czule gesty.
Swobodnym, lekkim wręcz krokiem weszliśmy do sali. Prawie wszyscy już byli. Usiedliśmy z tyłu, ja przy oknie. Żartowaliśmy z kolegami, sala zapełniła się, czekaliśmy już tylko na szefa.
- Dzień dobry koledzy i koleżanko- uśmiechnął się i spojrzał na mnie wymownie.
- Dzień dobry- odpowiadaliśmy.
- Zaraz przedstawię wam nowego pracownika.
- Co się stało, że robi to osobiście?- szepnęłam do Z.
- Nie wróży to nic dobrego.
- Kto jest najstarszy stażem?
- Ja komendancie- przyznał się Z.
- A stopniem?
- Ja- odpowiedziałam zdziwiona.- A co się dzieje?
- Pewnie zostaniecie poproszeni o zdanie raportu zbiorczego. O jest już wasz naczelnik.
- Będzie grubo, zobaczysz Mała.
- Skoro już wszyscy są, to zapraszam do nas Kamila Jasińskiego. To państwa nowy naczelnik.
- O kur...- szepnęłam.
- Mówiłem?
- Tego się nie spodziewałam
Komendant wyszedł po chwili razem z naszym byłym już naczelnikiem. My lekko zszokowani zostaliśmy z nowym szefem. Przedstawił się, powiedział kilka słów o sobie. Wszyscy słuchaliśmy lekko zszokowani. Poprosił, abyśmy przychodzili do niego kolejno na rozmowę.
- Proszę usiąść- wskazał mi fotel.
- Dziękuję naczelniku- odpowiedziałam i usiadłam.
- Czemu tak oficjalnie? Może przejdziemy "na ty"?- zaproponował i wyciągnął do mnie dłoń nad biurkiem.
- Patrycja- podałam mu dłoń.
- Kamil. Cieszę się. Wreszcie poznaję słynną panią nadinspektor- uśmiechnął się.
- Chyba już nie panią, ponoć przeszliśmy "na ty"?
- Ach, faktycznie.
- Słynną?- zdziwiłam się.
- Niewiele kobiet służy w wydziale kryminalnym i odnosi sukcesy. No i historię z atakiem nożowniczki poznał chyba cały kraj. Widzę, że doszłaś już do siebie.
- Prawie. Co trzy miesiące mam rehabilitację. Sprawa już zamknięta.
- A to prawda, że twoim partnerem jest jej mąż i że to akt zazdrości?
-Tak, to jej mąż. Ale to świetny partner.
- Rozumiem- coś notował, a ja zdałam sobie sprawę, że bezpiecznie będzie miarkować słowa.
- Wszyscy tu pracują na wysokich obrotach.
- Nie wątpię. Czy nie myślałaś żeby przenieść się do wojewódzkiej?
- Nie, tu mam wystarczająco dużo pracy.
- W wojewódzkiej mogłabyś koordynować powiaty.
- Nie muszę, tu spełniam ważną rolę- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zastanawiam się kogo ci przydzielić.
- Jak to?
- Chcę zrobić niewielkie roszady. Nie wydaje mi się, aby wasza para była dobrym rozwiązaniem po ty, co zaszło. Zbyt duże ryzyko.
- Nie wydaje mi się. W tej pracy muszę bezwarunkowo ufać partnerowi, a to zaufanie wypracowuje się latami. Jak upadam do tyłu, to wiem, że on będzie tam stał.
- Tak, tak. Jednak doszły mnie słuchy, że łączy was coś więcej.
- To pomówienie. To, że się przyjaźnimy prywatnie, nie oznacza, że...- wyjaśniałam.
- Spokojnie- przerwał mi.- Opowiedz mi dokładnie o zakresie twoich obowiązków.
- Zrób mi kawę- usiadłam na biurku.
- Co jest Mała?
- Nie wiem. Niby zadawał pytania, ale miałam wrażenie, ze wszystko wie, tylko mnie sprawdza, co mu powiem.
- Żartujesz?
- Nie i to mnie martwi. Mam przeczucie, że mamy kreta. Wątpię żeby Arek wszystko mu opowiedział.
- Z, nowy naczelnik cię wzywa- Mariusz zajrzał do nas, uchylając lekko drzwi.
- Zalejesz sobie kawę?
- Jasne. Idź, bo podpadniesz pierwszego dnia.
- Pędzę naczelniku!- krzyczał, wychodząc z pokoju.
Wrócił zły. Usiadł i zaczął nerwowo uderzać w klawiaturę. Na szczęście nasza zmiana miała trwać jeszcze pół godziny. Nazajutrz zastałam go nad kartonem.
- Co jest grane?
- Pakowanko- odpowiedział zdawkowo, wrzucając kolejną teczkę do pudła.
- To czekaj, zaraz to ogarniemy.
- Nie Mała, tylko ja.
- Nie rozumiem.
- Zostajesz tu sama.
- Dalej nie rozumiem. Czymś podpadliśmy?
- Ponoć chodzi o takt i że nie wypada, bo wiesz...
- Co za brednie? Tylko mi nie mów, że chodzi o to, że jestem kobietą.
- Yhy.
- To już ten wydział ma chyba przepracowane?
- Mnie to mówisz?
- Przenoszę się z tobą.
- Nie możesz. Dostałem chyba schowek na szczotki, ledwo sam się tam mieszczę.
- Przecież to jakiś absurd.
Trzasnęłam drzwiami wchodząc do naczelnika.
- Próbowałam ją zatrzymać panie naczelniku- wpadła za mną wystraszona sekretarka.
- Spokojnie- dał jej znak dłonią do odwrotu.
- O ci chodzi? Dlaczego Z się pakuje?
- Spokojnie. Uznałem, że tak będzie lepiej. Chodzą różne plotki, nie chcę powtórki z rozrywki.
- Przecież to mój partner. Pracujemy razem.
- Zastanów się co się wydarzyło. Chcesz jeszcze raz oberwać? Inni nie komentują waszego partnerstwa?
- Ten wydział ma to już przerobione.
- Nie jestem tego taki pewien. Jeśli mi to udowodnicie przez miesiąc, Z wróci do pokoju. To moja ostateczna decyzja.
- Do widzenia naczelniku- trzasnęłam drzwiami na pożegnanie.
Wpadłam do pokoju i szybko otworzyłam szafę pancerną. Sprawdziłam broń, ściągnęłam pas i trzasnęłam drzwiczkami.
- Spakowany?
- Tak. Został tylko komp, ale informatyk powiedział, żeby nie zabierać tego, bo ma dla mnie inny. Ten ma tu zostać, zgrywam wszystko na pendrive.
- Dużo ci zostało?
- 10 minut.
- Idę wypisać kwity na auto. Szykuje się, jedziemy w teren. Za kwadrans hieny ruszają przy zalewie.
- Skąd wiesz?- nie ukrywał zaskoczenia.
- Mam ochotę komuś dokopać. Wchodzisz w to?
- Pisz kwity. Zamknę pokój. Za chwilę będę.
To była szybka akcja. Zostawiliśmy auto przy lokalnym sklepiku. Do zalewu mieliśmy jakieś 200 metrów. Między drzewami widziałam grupkę 6 mężczyzn w strojach moro. Jeden z nich trzymał mapę i tłumaczył coś pozostałym. Powoli, najciszej jak się dało, podeszliśmy na odległość ok 10 metrów. Czekaliśmy, musieliśmy ich złapać na gorącym uczynku. Po chwili wzięli wykrywacze i ruszyli wzdłuż zbiornika. Kiedy weszli w las wiedziałam, że to będzie udana akcja. Zaledwie kilka minut czekałam na pierwszy okrzyk.
- Chłopaki mam coś. Piszczy jak szalony- pozostali podbiegli do wołającego.
- Dobra, sprawdźmy czy punktowo czy to coś większego.
- Cholera, mamy to. Wskaźniki szaleją. Kopiemy- na to właśnie czekałam.
- Dzień dobry panowie, policja!- krzyknęłam, kiedy wbili już łopaty.
- Nie radzę uciekać, łapy w górę- dodał spokojnie, ale stanowczo Z.
- A co tu się wyprawia? Co to za zabawki?- wskazałam głową wykrywacze.
- Przecież wiesz, to po co pytasz- odburknął "dowódca".
- Grzeczniej! Nie umiesz się odezwać do kobiety?
- Siadać pod drzewem i dokumenty proszę. Pozwolenie jak mniemam jest?
- Nie ma.
- Słucham? Nie dosłyszałam. Jak z tym pozwoleniem? Mam wydzwaniać WKZeta?
- Nie ma.
- Więc co panowie tu robicie?
- Szczęścia szukamy pani władzo- próbował żartować jeden z poszukiwaczy.
- To szczegóły ustalimy na komendzie. Wydzwoń mi dyżurnego. Mamy 6 osób, potrzebne wsparcie.
(przypominam, że jest to fikcja literacka, a wszelka zbieżność osób, wydarzeń i miejsc jest przypadkowa!)