Matka…. Matka zapracowana… matka niewyspana… Kładę się spać późno, o wiele za późno… Zdarza mi się nie przespać nawet minuty…. Cóż zrobić? Matka Polka pracująca. Mam dziecko, pracuję zawodowo, Rodzice, czyli Dziadkowie Młodego za daleko… I cała lista zadań i obowiązków domowych do zrobienia na już… Kiedy to zrobić? Tylko nocą…
Zapuściłam dom… Nie, to tylko artystyczny nieład pozwalający odróżnić rzeczy uprane od brudnych, kuchnię od pokoju i wydzielające strefę spania, względnie zamienianą na czytelnię, kino, jadalnię, biurko…
Wchodzę do pokoju, patrzę na zegarek- 21:42. Odwracam głowę w stronę łóżeczka- Młody śpi. Obok na łóżku smacznie śpi też Mąż- mężczyzna mojego życia! Uffff… mogę brać się za prasowanie. Będzie cicho, więc ich nie obudzę i na pewno żadne ciekawskie łapki nie pociągną za kabel zrzucając sobie na łepetynkę gorące żelazko. Tym samym serce matki na chwilę spokojne… Prasuję co potrzeba- kilka koszulek dla Męża, kilka koszulek, bodziaków, spodenek dla Młodego i kilka bluzek dla siebie, chociaż większość na całe szczęście jest z tkanin nie wymagających prasowania- trzeba sobie jakoś radzić ;) Szybko przeciągam jeszcze spodnie i mam zestawy na cały tydzień dla naszej trójki… Biegnę nastawić pranie- kolejne, które wyschnie i nie będę miała czasu go uprasować. Swoją drogą, skąd u nas tyle ciuchów i jakim cudem tak szybko tyle brudzimy? I oczywiście „szmatek” Młodego najwięcej…
Teraz do kuchni. Mogę się trochę potłuc, bo moi mężczyźni mocno zasnęli, a kuchnia jest nieco oddalona od sypialni. Nastawiam obiad- niech się gotuje, a w tym samym czasie zmywam naczynia. Matka- zmywarka tryb szybki. Obiad na jutro dochodzi. Rozkładam go do pojemników- każdy musi mieć coś dla siebie i na popołudnie dla Młodego. Niech stygnie- gorącego do lodówki nie włożę.
Skończyło się pranie. Wieszam ubrania na suszarkę, skarpetki przypinam do mojego magicznego „ustrojstwa”, pozostałą drobnicę rzucam na sznurki w łazience.
Jedzonko już wystygło na tyle, że mogę zamknąć wieczka i schować wszystko do lodówki. Ścieram blat naszego mikro-stołu, zmywam garnki, w których pichciłam. Szybko zmiatam podłogę- dziś tylko na korytarzu i w łazience, bo na resztę nie mam siły. Zmyję jutro rano- cholera jutro jest już dziś…. A więc- zmyje rano…
Łazienka, szybki prysznic i zasypiam w locie na poduszkę, poprawiając kocyk Młodemu.
Ranek. Od czego by tu zacząć? Łazienka i szybki proces robienia się na człowieka, później kuchnia i śniadanie dla Młodego, ja głodna nie jestem, napiję się tylko herbaty. Słyszę budzik Męża- super zrobi sobie kawę i zaleje mi herbatkę. Szykuję ubranka dla Młodego, zmywam podłogę. Mąż zrobił mi kanapkę w opiekaczu- kochany jest! Zjadam szybko, popijam herbatą- jeśli teraz nie zjem, mały „potwór” wchłonie ją przy okazji swojego śniadania…
Kochanie, wstawaj- delikatnie łaskoczę Młodego w stópkę. Otwiera jedno oko, drugie i zamyka je odwracając się do mnie małym tyłkiem… Wstawaj, mama idzie do pracy, a Ty do żłobka- ponawiam próbę, tym razem udaną. Młody przeciąga się i przytula do mnie. Szybka zmiana pieluszki na nową- matko, jaka ciężka ta nocna, więcej nasikać się już nie dało… Spodenki, bluzeczka, sandałki… sandałków nie zdążyłam, bo uciekł do Taty, słyszę tylko tupot małych bosych stópek na panelach. Siedzą i jedzą obaj śniadanie- Mały gładzi się po brzuszku z uśmiechem, więc chyba smakowało ^_^
No to hop sandałki i wychodzimy. Jadę zawieść Młodego do żłobka- nasz zamknięty na cztery miesiące, bo remontują, więc jedziemy na drugi koniec miasta. Szybko przebieram go w sandałki żłobkowe, całuję, przytulam i oddaję ulubionej „cioci”. Serce pęka, ale wyjścia nie mam, praca czeka… Szybki powrót do domu, w locie łapię plecak z gratami do pracy, wynoszę rower i pędem przed siebie… 7 godzin i znów na rower. Dlaczego 7? Dlatego, że jeszcze karmię piersią. Co dalej? O tym innym razem…
Zapracowana... https://www.facebook.com/poprostumama/posts/1659068630973235