środa, 24 kwietnia 2024

Dzieci kontra rodzice. Czego o sobie nie wiecie?

Spacerując między stoiskami na Targach artykułów dziecięcych, moją uwagę przykuły niewielkie, kolorowe pudełka i uśmiechnięty przedstawiciel. Kilka z nich natychmiast trafiło w moje ręce i absolutnie już ich nie opuściły. Dziś chcę Wam pokazać hit Wydawnictwa Kangur, czyli "Dzieci kontra rodzice. Czego o sobie nie wiecie?"


Dzieci kontra rodzice. Czego o sobie nie wiecie?

Kilka danych technicznych:

Tytuł: Dzieci kontra rodzice. Czego o sobie nie wiecie?
Rodzaj: gra karciana
Zawartość: 54 karty (208 pytań)
Wydawca: Kangur
Liczba graczy: 2 i więcej
Cena wydawcy: 24,90 zł
Wiek: 6+


Kto zostanie znawcą rodziny?

Gra "Dzieci kontra rodzice. Czego o sobie nie wiecie?" to 54 karty zamknięte w niewielkim pudełku. Jak wiecie, dla mnie to ogromny plus, bo taka gra nie zajmuje wiele miejsca i łatwo można ją zabrać ze sobą na wyjazd, by móc cieszyć się nią poza domem. Instrukcja wydrukowana jest na dnie pudełka.

Karty są podzielone, a instrukcja jest pod nimi
Jak grać?
1. Dzielimy się na 2 drużyny- dzieci i rodziców.
2. Każda drużyna otrzymuje swój zestaw kart: "Dzieci pytają rodziców" lub "Rodzice pytają dzieci".
3. Drużyny losują karty na zmianę.
4. Po wylosowaniu karty, odpowiadająca na pytanie drużyna wskazuje jego numer na karcie. Po dobrej odpowiedzi przejmuje kartę. Jeśli odpowiedź jest błędna, karta wraca do talii.
5. Gra trwa do momentu pobrania z każdej talii 5 kart. Wygrywa drużyna, która zbierze najwięcej kart.

Przykładowe pytania do dzieci

Grało nam się świetnie. Nieco zmodyfikowaliśmy ostatnią zasadę, dzięki czemu graliśmy dłużej, a śmiechom nie było końca. Walka o karty była na prawdę zacięta. Nawet nasza trzylatka z radością kibicowała i przejmowała karty.

Cena gry jest adekwatna do zawartości. Szata graficzna "stonowana". Miłym zaskoczeniem jest nadruk instrukcji na dnie pudełka, pod kartami. Daje nam to pewność, że nigdzie się nie zawieruszy, nie zginie. Tak, znacie moje upodobania, po raz kolejny podkreślę plus niewielkiego pudełka. Karty są podzielone na dwie części i łatwo je posegregować, bo są opisane. Dodatkowo są ponumerowane.

 Karty są ponumerowane, co pomaga skompletować je po rozgrywce
Pamiętajcie, że instrukcja to tylko wytyczne wydawcy, propozycja gry. Można je zmieniać i modyfikować. Pytań jest tak dużo, że daje nam to gwarancje wielu ciekawych rozgrywek. Nawet jeśli pytania się powtórzą, pozwolą nam upewnić się, że wiemy o sobie dużo lub nawet wszystko...
 
Grę wyprodukowano w Polsce!
 
Gdzie szukać gry? W wielu sklepach stacjonarnych i internetowych. Czy znacie swoje dzieci? Ile oni wiedzą o Was? Sprawdzicie?


Na ile znacie swoje dzieci?


POLECAMY!
Za grę dziękujemy Wydawnictwu Kangur! Już jutro gramy w kolejną :D

środa, 6 marca 2024

Silikonowa mata do wielokrotnego kolorowania Kosmos

Ostrzegam, to będzie tzw.: "reklama z zachwytu". Nikt nam nie sponsoruje ani posta, ani zabawki, którą postanowiłam kupić z własnej kieszeni. Piszę o niej, ponieważ doskonale nam się sprawdziła i uważam, że tak dobrą rzecz warto polecić.
 Silikonowa mata do wielokrotnego kolorowania HeyDoodle
HeyDoodle to australijska firma, projektująca silikonowe maty do wielokrotnego kolorowania. Maty te wykonane są z najwyższej jakości silikonu, który jest bezpieczny dla bawiących się nią dzieci. Zasada jest prosta- kolorujesz, ścierasz, kolorujesz, ścierasz... i tak w nieskończoność. Kolorowy obrazek stworzony przez dziecko, będzie zdobił matę tak długo, aż się nie znudzi a pociecha będzie chciała ponownie go pokolorować. Aby było to możliwe, wystarczy przetrzeć matę wilgotną ściereczką, mokrą chusteczką czy po prostu włożyć ją pod bieżącą wodę. Po takim zabiegu można ponownie całą matę pokolorować. 
W zestawie jest mata i kolorowe flamastry

Zestaw, który wybraliśmy zawiera matę silikonową formatu A3 oraz 9 kolorowych nietoksycznych mazaków. Mazaki szybko wysychają, przez co nie rozmazują się na macie i dłoni kolorującego- dziecka czy dorosłego. Do kolorowania są planety, gwiazdy, rakiety, kosmonauta i inne kosmiczne obiekty. Jest też miejsce, gdzie można coś napisać. Jedynym ograniczeniem staje się nasza kosmiczna wyobraźnia.

Mata i flamastry HeyDoodle
Maty wykonane są w 100% z tzw. premium silikonu, a więc mogą służyć także jako podkładka pod jedzenie.
 
Zaskoczyła mnie bardzo dobra jakość maty. Używana wiele razy, wielokrotnie myta, nie straciła swoich właściwości czy estetyki. Wciąż można ją kolorować, pisać po niej i zmywać ją dowolną ilość razy.

Flamastry "na świeżo" można zetrzeć (lub raczej zrolować) palcem, ale...
... najlepiej użyć do ich usuwania zwilżonego ręczniczka
Podczas ścierania i chwilę po. Można zaczynać zabawę od nowa!

Bardzo podoba mi się jej wielkość. A3 to idealny format dla maty. Po złożeniu czy zwinięciu zajmuje minimalna ilość miejsca i bagażu, przez co stała się jedna z naszych ulubionych zabawek, zabieraną na wszelkiego rodzaju wojaże. Idealna na krótkie wycieczki i długie wyjazdy. W przechowywaniu maty sprawdziło nam się jej oryginalne opakowanie, w którym mieszczą się też flamastry. Jest ładne, estetyczne i praktyczne.
  
Opakowanie sprawdza się do przenoszenia zestawu
Zabawa z matą rozwija umiejętności koncentracji, pisania, kreatywność, a także motorykę małą. Przeznaczona jest dla dzieci w wieku powyżej 3 lat.
 
 
Kolory flamastrów są żywe, ale w innych zestawach znajdziecie również pastelowe odcienie

UWAGA! Firma wprowadziła również zestawy flamastrów do kupienia bez maty. Idealne rozwiązanie, jeśli Wasze już się wypisały.


POLECAMY!

czwartek, 22 lutego 2024

Monkey Twist. Imprezowa gra w małpowanie- Kukuryku

Kiedy zobaczyłam grę "Monkey Twist" na półce na stoisku Kukuryku, wiedziałam, że musimy w nią zagrać w domu z moimi Łobuziakami.


Monkey Twist. Imprezowa gra w małpowanie

Kilka danych technicznych:
Tytuł: Monkey twist. Imprezowa gra w małpowanie
Rodzaj: gra karciano- żetonowa
Ilustracje: Dorota Szoblik
Rok wydania: 2023
Wydawca: Kukuryku
Liczba graczy: 1-8
Cena wydawcy: 27,79 zł
Wiek: 3+

Kto zostanie królem bananów?

Zawartość pudełka:
36 kart
48 żetonów bananów
Instrukcja

Gra "Monkey Twist" to karty i żetony zamknięte w niewielkim pudełku. Dla mnie to ogromny plus, bo zajmuje niewiele miejsca, z łatwością można ją zabrać na wyjazd, na wakacje.
 
Jak grać? 
Sposobów jest co najmniej pięć, które proponuje nam Wydawca.
1. Małpie figle. Gra polega na odwzorowani pozy małpy, którą utworzą karty z symbolem dłoni i stóp. Za dobrze wykonane zadanie przydzielany jest banan. Wygrywa osoba z największą ilością bananów.
2. Monkey Twist. W tej grze układamy z kart trzy małpy, a uczestnicy po kolei starają się przedstawić wszystkie pozy. Banana otrzymuje osoba, która wykona poprawnie wszystkie trzy pozy. Zwycięża posiadacz największej ilości bananów.
3. Raz, dwa, trzy, małpa patrzy. Podobne zasady jak w znanej wszystkim "Baba Jaga patrzy", ale... No właśnie... jest małe ale... Każdy z graczy dostaje karty i układa swoja małpkę, po czym próbuje odtworzyć jej pozę. Na hasło "Raz, dwa, trzy, małpa patrzy!", gracze zastygają w małpiej pozie. Prowadzący zabawę może próbować ich rozproszyć lub rozśmieszyć. Ci, którzy nie ulegną, otrzymują banana. Gramy do momentu, w którym komuś uda się zebrać 5 bananów.
4. Prawa czy lewa ręka? Gra się tylko kartami dłoni. Każdy z graczy próbuje odwzorować układ małpich łapek, ale tak, żeby nie były w lustrzanym odbiciu. Osoby, które zrobią to poprawnie, dostają banana. Gramy do momentu, aż skończą się karty lub banany. Oczywiście wygrywa posiadacz największej ilości bananów.
5. Bananowy król. Gracze siadają wokół kart dłoni i bananów. Rozpoczyna osoba, która ostatnio jadła banana, bierze kartę i opisuje małpią pozę. Pozostali gracze muszę ją odwzorować zgodnie z opisem. Osoba opisująca kartę dostaje banana, jeśli zrobi to prawidłowo, a pozostali, jeśli dobrze ułożą ręce. Gra kończy się kiedy skończą się karty lub żetony bananów. Osoba z największą ilością bananów, zostaje bananowym królem.
 Małpki uwielbiają banany

Grało nam się bardzo dobrze. Nieco zmodyfikowałam propozycję gry nr 3, dzięki czemu zyskałam sześćdziesiąt kawo- minut i zmęczyłam Dzieci tak, że wyjątkowo szybko i potulnie poszły spać. Podczas gry było wiele śmiechów, a walka o banany była na prawdę zacięta.
 
Cena gry jest adekwatna do zawartości. Szata graficzna wzbudza miłe emocje, wywołuje uśmiech. Po raz kolejny podkreślę atut wielkości pudełka.
 
Grę znajdziecie w wielu sklepach, tak stacjonarnych, jak i online. Warto poszukać, żeby upolować ją w dobrej cenie. Jeśli ubicie się dobrze bawić i śmiać, ta gra jest dla Was!

Sami zobaczcie jakie sympatyczne małpki są na kartach
Żetonów bananów jest całkiem sporo, dzieci mogą bawić się dość długo- zdążysz wypić gorącą kawę...


POLECAMY! 
 
Za grę dziękujemy Wydawnictwu Kukuryku! Każda gra od Was to mistrzostwo świata!

środa, 31 stycznia 2024

Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem

“Perception is nothing more than a controlled hallucination.”
„To co uważamy za realne, jest w pewnym stopniu wytworem naszych umysłów, konstruktem tworzonym przez sieć neuronów składających się na ludzki mózg”.
 
Zmysły odgrywają ogromną rolę w życiu człowieka. Pozwalają nam odbierać zewnętrzne i wewnętrzne bodźce. Ich działanie jest dla nas tak oczywiste, że często nie zdajemy sobie sprawy z ich działania. Przecież czujemy, widzimy, słyszymy... Nie zastanawiamy się nad procesami, które temu towarzyszą. Jak skomplikowane są i jak wiele od nich zależy? Co stanie się kiedy procesy te zaczynają zawodzić, a skomplikowana całość przestaje działać prawidłowo? Jak i dlaczego postrzegamy otoczenie w taki, a nie inny sposób? Jakie zaburzenia neurologiczne mogą nas kompletnie zaskoczyć? Czy można słyszeć ruch powietrza? Czy odczuwanie bólu może zostać zablokowane i z jakimi konsekwencjami ewentualnie jest związane? I wreszcie, co zrobić, kiedy bliskie nam osoby zaczynamy widzieć jako zombie? Zapraszam na recenzję książki profesora Guya Leschzinera "Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem".

Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem, 
prof. Guy Leschziner

Kilka danych technicznych:
Tytuł: Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem
Tytuł oryginału: The Man Who Tasted Words: Inside the Strange and Startling World of Our Senses
Autor: Guy Leschziner
Ilustracje:Jill Tytherleigh, Mary Evans Picture Library
Tłumaczenie: Marcin Sieduszewski
Oprawa: miękka, broszurowa ze skrzydełkami
Rok wydania: 2024
Wydawca: Wydawnictwo Znak Literanova
Liczba stron: 400
Format: 21 x 14 cm
Cena wydawcy: 59,99 zł



Niewielka czcionka zdradza, że czeka nas ogrom przyjemnego czytania


Pierwsze wrażenie
Autor – Guy Leschziner, jest profesorem neurologii i medycyny snu. W swojej najnowszej książce opisuje nam o odczytywaniu świata przez ludzkie zmysły, a przede wszystkim sytuacje, kiedy pojawiają się niebanalne defekty, które wywołują postrzeganie świata zgoła inaczej niż u osób zdrowych.  Książka dość obszerna- 400 stron, 35 mm grubości! Format mimo grubości, bardzo poręczny, miękka okładka ze skrzydełkami i kremowy papier. Dość mała czcionka. Niebanalne ilustracje- czarno- białe, pomagające zrozumieć poszczególne procesy. Piękna grafika na okładce, zaprojektowana przez jakże zdolną Magdę Kuc. Co mnie zaskoczyło, to brak przypisów w książce, jakby nie było popularnonaukowej, gdzie często autor wspomina o różnych badaniach...
Tekst uzupełnia kilka czarno- białych rycin

O czym jest książka?
„Kobieta, która widziała Zombie” to książka, która transferuje nas do fascynującego świata ludzkich zmysłów.
Autor przygląda się osobom cierpiącym na zaburzenia neurologiczne, które zakłócają pracę mózgu lub określony zakres jego funkcjonowania. Przypadki analizowane przez prof. Leschzinera wydają się nieprawdopodobne, ale stara się on wyjaśnić te przypadłości, podpierając się wiedzą i znacznym doświadczeniem. To historie ludzi, których percepcja rzeczywistości różni się od przyjętych norm, a warunkowana jest determinantami genetycznymi, urazami albo schorzeniami.
Kolejne rozdziały koncentrują się wokół powszechnie znanych zmysłów: wzroku, słuchu, dotyku, smaku i węchu,a także na kilku ich podzbiorach, takich jak balans czy oko umysłu.
Prof. Guy Leschziner w wyśmienitym stylu, z wybitną, neurologiczną zręcznością, przedstawia niezwykłe historie osób doświadczających zadziwiających deficytów. Pokazuje również jak zmienia się życie człowieka, gdy ich praca zmysłów zostaje zaburzona. Poznajemy uczucia osób, które nie czują bólu, tracą wzrok, mają omamy dźwiękowe, wzrokowe, dotykowe. Czytamy o chorobach znanych mniej lub bardziej, o epilepsji, migrenie, stwardnieniu rozsianym czy bólu fantomowym.
Trudno było oprzeć się zaznaczaniu...
 
Co sądzę o książce?
Cóż... Tytuł książki (tak polski, jak i angielski) nawiązuje do bestsellerowej pozycji Oliviera Sacks “Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”. Tak jak u Sacksa, dla prof. Leschzinera najważniejszy jest
aspekt ludzki, a omawiane przypadki skupiają się na historiach jednostek, nie jedynie na medycznych zawiłościach. Konstrukcja rozdziałów, samo studium przypadków, a przede wszystkim tematyka wpisują się w ten styl. Jednak zdecydowanie lepiej czytała się „Kobietę, która widziała zombie”.
 
To niezwykła książka popularno-naukowa, którą czyta się z zapartym tchem, niczym powieść. Profesor Leschziner to świetny gawędziarz, książka napisana jest lekkim i potoczystym stylem. Poznajemy życie, trudności, uczucia i emocje opisywanych osób, choć czasami wstęp w poszczególnych rozdziałach wydawał mi się zbyt długi. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mógł to być zabieg celowy, aby jak najbardziej przybliżyć czytelnikowi poszczególne przypadki, ułatwić ich zrozumienie. Medyczne opisy nie są nurzące, a zrozumiałe nawet dla laików. Od książki nie sposób się oderwać, nawet kiedy chciałam przestać czytać, w myślach obiecywałam sobie, że "jeszcze tylko do końca akapitu". Profesor opisuje nam historie poszczególnych zaburzeń tak, że przestają być jedynie „przypadkami medycznymi”, a stają się "ludźmi z krwi i kości", których trudności przekraczają nasze często stereotypowe pojmowanie. Uzmysławiamy sobie, że neuropsychologia to niezwykle skomplikowana, ale również arcyciekawą dziedzina nauki. Autor udowadnia, że percepcja, nasze postrzeganie świata, to nic innego jak kontrolowana halucynacja.

Minusy? "Kobieta, która widziała zombie", to według mnie, literatura bardziej popularna niż naukowa ;) Autor nie ułatwia weryfikacji swojej wiedzy, brak przypisów, o czym już wspominałam.
Leschziner proponuje swoje ulubione książki. Lektura raczej dla "medycznych laików" lub jako ciekawostka dla zainteresowanych tematem czy znawców. Opisując w ten sposób zaburzenia zmysłów, profesor nie czyni tematu zbyt suchym i akademickim, a wręcz wciągającym.

Po lekturze zostało we mnie wielkie uczucie kruchości naszego bytu, ułomności naszych zmysłów. Autor nie skupił się wyłącznie na aspektach z neurologii. Opisał skutki psychologiczne i społeczne, co pogłębia niepokój, a wręcz strach przed tymi zaburzeniami.


Czytałam zafascynowana, zużywając ogrom znaczników, aby nie umknęły mi najcenniejsze fragmenty...

POLECAM!!!
 
Za książkę do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak Literanova!

Układ stron jest przejrzysty i przyjemny w odbiorze
Autor wyjaśnia nam podstawowe terminy, co ułatwia czytanie
Ulubione książki profesora zamiast typowej bibliografii
Jak zawsze skrzydełka posłużyły mi za zakładki
Jeśli preferujecie e-booki, "Kobieta, która widziała zombie", jest na woblink.com

piątek, 19 stycznia 2024

Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą - Adam Mirek

Czy nauka o ciele człowieka może być ciekawa? Czy wypada mówić, że mamy "bebechy"? Jak zainteresować dziecko tymi wszystkimi szczegółami? I, co równie ważne, jak wytłumaczyć, żeby zrozumiało działanie własnego organizmu? Czy książka Adama Mirka "Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" pomoże znaleźć odpowiedzi? Sprawdźmy! 



"Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" Adam Mirek

Kilka danych technicznych:
Tytuł: Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą
Autor: Adam Mirek

Ilustracje: Kasia Cerazy
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2023
Wydawca: Wydawnictwo Znak
Liczba stron: 288
Format: 16.3 x 22.5 cm
Cena wydawcy: 44,99 zł



Pierwsze wrażenie
Książka w miękkiej oprawie. Na okładce lupa z jakimiś "żyjątkami", a także przyglądający się im pies i autor książki. Kartki matowe, przyjemne w dotyku. Format poręczny- ułatwia trzymanie książki podczas czytania. Książka podzielona na rozdziały. Przejrzysty układ. Ilustracje czarno- białe.


To jest Adam, autor "Bebechów". Całkiem sympatyczny naukowiec, prawda?

O czym jest książka
"Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" jest książką (tak, odważę się użyć tego słowa), popularnonaukową. Skierowaną przede wszystkim do młodego odbiorcy. Ma za zadanie pokazać, wytłumaczyć, pomóc zrozumieć działanie naszego organizmu, poszczególnych organów i zachodzących procesów. Co ważne, autorem jest wybitny naukowiec, Adam Mirek, którego możecie znać z Jego social mediów.


Co sądzę o książce?
Zaskoczyła mnie  pozytywnie objętość książki. Podoba mi się też matowy papier, ponieważ to ułatwia czytanie- światło nie odbija się od kartek. Skrzydełka okładki służyły mi za zakładkę, dlatego sprawdziła się ich szerokość.Czarno- białe ilustracje dały pole do popisu naszym artystycznym zapędom- w ruch poszły więc kredki i nagle książka stała się kolorowa.

"Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" w nowatorski sposób podchodzi do przekazywania wiedzy młodemu czytelnikowi. Nie jest, jak większość tego typu książek, zbiorem ciekawostek na dany temat, przeplatanych zdjęciami i ilustracjami. Autor z szacunkiem traktuje swoich odbiorców. Zdecydowanie daje się odczuć pasję, autentyczność i poczucie humoru Adama Mirka.

Jeden dzień z życia organizmu Twojego Dziecka opisany w książce? Ależ proszę. Przecież tytułowe "Bebechy" "budzą się" rano, by wieczorem wytwarzać marzenia senne. Dzięki temu zabiegowi każde Dziecko może poczuć się głównym bohaterem "Bebechów". Książka bez ogródek traktuje takie zagadnienia jak gluty, siki i pot. Dlaczego rano z buzi Dzieci pachnie starymi skarpetkami? Skąd biorą się łaskotki i czy wszyscy je mamy? No i co z tymi bąkami? Czytając, nie mieliśmy poczucia sztuczności czy wymuszonych żartów. Czytaliśmy jak zaczarowani. Chcemy zdecydowanie WIĘCEJ!











Jedna z piękniejszych dedykacji, jakie ostatnio przeczytałam... 

Książkę kupiliśmy w Empiku, bo chcieliśmy. Recenzję napisałam, bo warto polecać tak dobre książki!


POLECAMY!