Przyjechałam tu, żeby odpocząć, złapać oddech. Dzieci zostały z babcią, która przyjechała na kilka dni. Wzięłam ze sobą aparaty, bo miejsce sprzyja fotografii. Człowiek ma ochotę uwalniać spust migawki tak często, na ile sprzęt pozwoli. Malowniczość miejsca pozostaje znana zaledwie garstce ze względu na swoja niedostępność. Skręcenie w niewłaściwą dróżkę może narazić na utonięcie w stawie lub ugrzęźniecie w bagnisku. Lubię tu wracać, cieszyć się tym miejscem, chłonąć jego atmosferę, napawać się głośnością ciszy i okalającej je przyrody.
Leżę na torach, próbuje sfotografować żurawia na tle zachodzącego słońca. Kucasz obok i szepczesz powitanie.
- Cześć Mała.
- Cześć Z. Co tu robisz? Nie miałeś siedzieć na zasadzce?
- Myślałem, że ucieszysz się na mój widok.
- Czekaj, czekaj, czekaj… Dobra mam drania.
- Jakiego znowu drania?
- Żurawia na słońcu.
- Matko, ale masz pomysły. Daj rękę, pomogę ci wstać- podajesz mi dłoń.
- Cześć Kochanie- pocałowałam cię delikatnie. Chodźmy z przeprawy nim się ściemni, bo po zmroku jest tu niebezpiecznie. Nie mam ochoty wpaść w tą breję pod nami.
- Wracamy do domu czy gdzieś jeszcze jedziemy?
- A masz jakiś pomysł?
- A może kolacja w aucie?
- Masz coś dobrego?
- Same smakołyki i oranżadę.
- No tak, wina nie możemy, bo jak wrócimy z tego odludzia do domu- uśmiechamy się do siebie.
Schodzimy z nasypu. Zupełnie bezwiednie nasze dłonie wędrują ku sobie. Lubię, kiedy delikatnie splatasz palce z moimi. Idziemy tak blisko siebie, czuje twoje ciepło. Zatrzymuję się, staje przed tobą, uśmiecham się i patrzę ci prosto w oczy. Obejmujesz mnie i całujesz czule. Zatapiam się w smaku twoich ust. Lubię ich słodycz.
Kiedy minęło te 6 lat od kiedy nasze drogi skrzyżowały się na nowo i zaplotły tak mocno, że już nie potrafią iść każda w swoja stronę? Jak to się stało, że przekroczyliśmy granicę służbowych kontaktów, a uśmiechy stały się tak mało profesjonalne? Pamiętam nasze pierwsze spotkanie po latach. Nie pamiętaliśmy się, ale chyba podświadomie czuliśmy, że coś jest na rzeczy.
Otwierasz klapę bagażnika, w środku na kocu i starym obrusie leżą smakołyki. Z kosza wystaje termos i butelka z lemoniadą. Siadam na brzegu i zachwycam się niespodzianką.
- Kiedy to przygotowałeś?
- Pomyślałem, że będzie miło zjeść razem kolacje w terenie.
- Ale kiedy?
- A co za różnica? Mam nadzieję, że jesteś głodna?
- Jestem. Nie jadłam od południa.
- Dlaczego?
- Jakoś nie było czasu.
- Jak to nie było czasu? - pytasz wyraźnie poirytowany.
- Oj daj spokój z połajanką- wstaje i obejmuje cię przepraszająco. Zjedzmy razem, tak smacznie to wszystko wygląda.
- Dzisiaj ci odpuszczę, ale od jutra będę cię nękał, żebyś jadła regularnie. Wolisz kawę czy herbatę?
- Herbatę. Kawy napijemy się rano- puszczam ci oczko.
Siadamy, nalewasz mi herbaty. Jest miło. Tęskniłam za chwilą we dwoje. Chłonę ją całą sobą. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Sielankowy obraz. Brakuje nam czasu i sił, by tak częściej uciekać. A i możliwości są ograniczone, bo nie zawsze mamy z kim zostawić najmłodsze dziecko. Widzę jaką przyjemność sprawia i tobie ta chwila.
- Kiedy kolejna kolacja przy zachodzie słońca? - pytasz, wkładając pojemniki z resztkami do kosza.
- Nie wiem, jak długo mama u nas zostanie.
- Jak się czujesz z tym wszystkim? Dotarło to już do Ciebie?
- Chyba jeszcze nie do końca. Zamknęłam już formalności, papiery o rentę też poszły. Ale jest mi tak jakoś dziwnie.
- Dziwnie?
- W chwilach jak ta, kiedy nie pędzę, zdaję sobie sprawę, że jego już nigdy nie będzie. I nie ważne jak wyglądały nasze ostatnie lata. Był w moim życiu i znaczył tak dużo. Trudno pogodzić się z tym, że odszedł w tak straszny sposób. A najgorsze jest to, że dziwnie mnie to nie boli. Przeraża mnie to uczucie ulgi. Jest tylko smutek.
- Mała- przyciągasz mnie do siebie. Kryję się w twoich ramionach.
- Czy jeszcze będzie taki czas, że poczuję się z tym normalnie?
- Będzie. Zobaczysz. Tylko daj sobie na to czas.
- A ty? Będziesz wtedy ze mną?
- Ja będę już zawsze.
- Nie jest łatwo otrząsnąć się po stracie kogoś bliskiego, po stracie kogoś, kto przez tyle lat stanowił ogromną część twojego życia. Nie wiem jak to lepiej opisać.
- Wiem. Mała, ja będę. Zrobię wszystko, abyś znów poczuła się bezpiecznie.
Wracaliśmy do miasta. Na ostatnim rondzie każde z nas wjechało w inny zjazd. Patrząc we wsteczne lusterko, widziałam, jak światła twojego auta powoli się oddalały, aż znikły zupełnie. Mimo, że byłeś blisko, czułam się bardzo samotna. Poczucie pustki narastało, kiedy zamykałam drzwi mieszkania. Osunęłam się powoli na podłogę. Nie miałam pojęcia jak ogarnąć to wszystko. Za kilka dni moja mama wyjedzie, a ja zostanę sama z dziećmi. Siedząc na podłodze i ukrywając twarz w dłoniach, czułam, że będzie mi cholernie ciężko.
- Chodź, zrobiłam herbatę.
- Mamo. Jak mam to udźwignąć? Jak ja sobie poradzę?
- Masz w sobie więcej siły niż myślisz. Jesteś cholernie silna i wiem, że dasz radę. Tylko uwierz w siebie.
- Mamo...- szepnęłam oszołomiona jej szczerością.
- Jak będzie bardzo ciężko, to przyjadę i ile będę mogła, to ci pomogę. Ale przez większość czasu będziesz sama.
- Wiem.
- Jutro uporządkujemy szafę w sypialni i na korytarzu. Mam już kartony.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Musisz zamknąć ten rozdział. Ja rozumiem szok, rozumiem depresję, ale masz dzieci i musisz pokazać im, że po ciężkich daniach, nadchodzą lepsze.
- Dziękuję...
c.d.n.
(przypominam, że jest to fikcja literacka, a wszelka zbieżność osób, wydarzeń i miejsc jest przypadkowa!)