środa, 6 marca 2024

Silikonowa mata do wielokrotnego kolorowania Kosmos

Ostrzegam, to będzie tzw.: "reklama z zachwytu". Nikt nam nie sponsoruje ani posta, ani zabawki, którą postanowiłam kupić z własnej kieszeni. Piszę o niej, ponieważ doskonale nam się sprawdziła i uważam, że tak dobrą rzecz warto polecić.
 Silikonowa mata do wielokrotnego kolorowania HeyDoodle
HeyDoodle to australijska firma, projektująca silikonowe maty do wielokrotnego kolorowania. Maty te wykonane są z najwyższej jakości silikonu, który jest bezpieczny dla bawiących się nią dzieci. Zasada jest prosta- kolorujesz, ścierasz, kolorujesz, ścierasz... i tak w nieskończoność. Kolorowy obrazek stworzony przez dziecko, będzie zdobił matę tak długo, aż się nie znudzi a pociecha będzie chciała ponownie go pokolorować. Aby było to możliwe, wystarczy przetrzeć matę wilgotną ściereczką, mokrą chusteczką czy po prostu włożyć ją pod bieżącą wodę. Po takim zabiegu można ponownie całą matę pokolorować. 
W zestawie jest mata i kolorowe flamastry

Zestaw, który wybraliśmy zawiera matę silikonową formatu A3 oraz 9 kolorowych nietoksycznych mazaków. Mazaki szybko wysychają, przez co nie rozmazują się na macie i dłoni kolorującego- dziecka czy dorosłego. Do kolorowania są planety, gwiazdy, rakiety, kosmonauta i inne kosmiczne obiekty. Jest też miejsce, gdzie można coś napisać. Jedynym ograniczeniem staje się nasza kosmiczna wyobraźnia.

Mata i flamastry HeyDoodle
Maty wykonane są w 100% z tzw. premium silikonu, a więc mogą służyć także jako podkładka pod jedzenie.
 
Zaskoczyła mnie bardzo dobra jakość maty. Używana wiele razy, wielokrotnie myta, nie straciła swoich właściwości czy estetyki. Wciąż można ją kolorować, pisać po niej i zmywać ją dowolną ilość razy.

Flamastry "na świeżo" można zetrzeć (lub raczej zrolować) palcem, ale...
... najlepiej użyć do ich usuwania zwilżonego ręczniczka
Podczas ścierania i chwilę po. Można zaczynać zabawę od nowa!

Bardzo podoba mi się jej wielkość. A3 to idealny format dla maty. Po złożeniu czy zwinięciu zajmuje minimalna ilość miejsca i bagażu, przez co stała się jedna z naszych ulubionych zabawek, zabieraną na wszelkiego rodzaju wojaże. Idealna na krótkie wycieczki i długie wyjazdy. W przechowywaniu maty sprawdziło nam się jej oryginalne opakowanie, w którym mieszczą się też flamastry. Jest ładne, estetyczne i praktyczne.
  
Opakowanie sprawdza się do przenoszenia zestawu
Zabawa z matą rozwija umiejętności koncentracji, pisania, kreatywność, a także motorykę małą. Przeznaczona jest dla dzieci w wieku powyżej 3 lat.
 
 
Kolory flamastrów są żywe, ale w innych zestawach znajdziecie również pastelowe odcienie

UWAGA! Firma wprowadziła również zestawy flamastrów do kupienia bez maty. Idealne rozwiązanie, jeśli Wasze już się wypisały.


POLECAMY!

czwartek, 22 lutego 2024

Monkey Twist. Imprezowa gra w małpowanie- Kukuryku

Kiedy zobaczyłam grę "Monkey Twist" na półce na stoisku Kukuryku, wiedziałam, że musimy w nią zagrać w domu z moimi Łobuziakami.


Monkey Twist. Imprezowa gra w małpowanie

Kilka danych technicznych:
Tytuł: Monkey twist. Imprezowa gra w małpowanie
Rodzaj: gra karciano- żetonowa
Ilustracje: Dorota Szoblik
Rok wydania: 2023
Wydawca: Kukuryku
Liczba graczy: 1-8
Cena wydawcy: 27,79 zł
Wiek: 3+

Kto zostanie królem bananów?

Zawartość pudełka:
36 kart
48 żetonów bananów
Instrukcja

Gra "Monkey Twist" to karty i żetony zamknięte w niewielkim pudełku. Dla mnie to ogromny plus, bo zajmuje niewiele miejsca, z łatwością można ją zabrać na wyjazd, na wakacje.
 
Jak grać? 
Sposobów jest co najmniej pięć, które proponuje nam Wydawca.
1. Małpie figle. Gra polega na odwzorowani pozy małpy, którą utworzą karty z symbolem dłoni i stóp. Za dobrze wykonane zadanie przydzielany jest banan. Wygrywa osoba z największą ilością bananów.
2. Monkey Twist. W tej grze układamy z kart trzy małpy, a uczestnicy po kolei starają się przedstawić wszystkie pozy. Banana otrzymuje osoba, która wykona poprawnie wszystkie trzy pozy. Zwycięża posiadacz największej ilości bananów.
3. Raz, dwa, trzy, małpa patrzy. Podobne zasady jak w znanej wszystkim "Baba Jaga patrzy", ale... No właśnie... jest małe ale... Każdy z graczy dostaje karty i układa swoja małpkę, po czym próbuje odtworzyć jej pozę. Na hasło "Raz, dwa, trzy, małpa patrzy!", gracze zastygają w małpiej pozie. Prowadzący zabawę może próbować ich rozproszyć lub rozśmieszyć. Ci, którzy nie ulegną, otrzymują banana. Gramy do momentu, w którym komuś uda się zebrać 5 bananów.
4. Prawa czy lewa ręka? Gra się tylko kartami dłoni. Każdy z graczy próbuje odwzorować układ małpich łapek, ale tak, żeby nie były w lustrzanym odbiciu. Osoby, które zrobią to poprawnie, dostają banana. Gramy do momentu, aż skończą się karty lub banany. Oczywiście wygrywa posiadacz największej ilości bananów.
5. Bananowy król. Gracze siadają wokół kart dłoni i bananów. Rozpoczyna osoba, która ostatnio jadła banana, bierze kartę i opisuje małpią pozę. Pozostali gracze muszę ją odwzorować zgodnie z opisem. Osoba opisująca kartę dostaje banana, jeśli zrobi to prawidłowo, a pozostali, jeśli dobrze ułożą ręce. Gra kończy się kiedy skończą się karty lub żetony bananów. Osoba z największą ilością bananów, zostaje bananowym królem.
 Małpki uwielbiają banany

Grało nam się bardzo dobrze. Nieco zmodyfikowałam propozycję gry nr 3, dzięki czemu zyskałam sześćdziesiąt kawo- minut i zmęczyłam Dzieci tak, że wyjątkowo szybko i potulnie poszły spać. Podczas gry było wiele śmiechów, a walka o banany była na prawdę zacięta.
 
Cena gry jest adekwatna do zawartości. Szata graficzna wzbudza miłe emocje, wywołuje uśmiech. Po raz kolejny podkreślę atut wielkości pudełka.
 
Grę znajdziecie w wielu sklepach, tak stacjonarnych, jak i online. Warto poszukać, żeby upolować ją w dobrej cenie. Jeśli ubicie się dobrze bawić i śmiać, ta gra jest dla Was!

Sami zobaczcie jakie sympatyczne małpki są na kartach
Żetonów bananów jest całkiem sporo, dzieci mogą bawić się dość długo- zdążysz wypić gorącą kawę...


POLECAMY! 
 
Za grę dziękujemy Wydawnictwu Kukuryku! Każda gra od Was to mistrzostwo świata!

środa, 31 stycznia 2024

Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem

“Perception is nothing more than a controlled hallucination.”
„To co uważamy za realne, jest w pewnym stopniu wytworem naszych umysłów, konstruktem tworzonym przez sieć neuronów składających się na ludzki mózg”.
 
Zmysły odgrywają ogromną rolę w życiu człowieka. Pozwalają nam odbierać zewnętrzne i wewnętrzne bodźce. Ich działanie jest dla nas tak oczywiste, że często nie zdajemy sobie sprawy z ich działania. Przecież czujemy, widzimy, słyszymy... Nie zastanawiamy się nad procesami, które temu towarzyszą. Jak skomplikowane są i jak wiele od nich zależy? Co stanie się kiedy procesy te zaczynają zawodzić, a skomplikowana całość przestaje działać prawidłowo? Jak i dlaczego postrzegamy otoczenie w taki, a nie inny sposób? Jakie zaburzenia neurologiczne mogą nas kompletnie zaskoczyć? Czy można słyszeć ruch powietrza? Czy odczuwanie bólu może zostać zablokowane i z jakimi konsekwencjami ewentualnie jest związane? I wreszcie, co zrobić, kiedy bliskie nam osoby zaczynamy widzieć jako zombie? Zapraszam na recenzję książki profesora Guya Leschzinera "Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem".

Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem, 
prof. Guy Leschziner

Kilka danych technicznych:
Tytuł: Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się twoim wrogiem
Tytuł oryginału: The Man Who Tasted Words: Inside the Strange and Startling World of Our Senses
Autor: Guy Leschziner
Ilustracje:Jill Tytherleigh, Mary Evans Picture Library
Tłumaczenie: Marcin Sieduszewski
Oprawa: miękka, broszurowa ze skrzydełkami
Rok wydania: 2024
Wydawca: Wydawnictwo Znak Literanova
Liczba stron: 400
Format: 21 x 14 cm
Cena wydawcy: 59,99 zł



Niewielka czcionka zdradza, że czeka nas ogrom przyjemnego czytania


Pierwsze wrażenie
Autor – Guy Leschziner, jest profesorem neurologii i medycyny snu. W swojej najnowszej książce opisuje nam o odczytywaniu świata przez ludzkie zmysły, a przede wszystkim sytuacje, kiedy pojawiają się niebanalne defekty, które wywołują postrzeganie świata zgoła inaczej niż u osób zdrowych.  Książka dość obszerna- 400 stron, 35 mm grubości! Format mimo grubości, bardzo poręczny, miękka okładka ze skrzydełkami i kremowy papier. Dość mała czcionka. Niebanalne ilustracje- czarno- białe, pomagające zrozumieć poszczególne procesy. Piękna grafika na okładce, zaprojektowana przez jakże zdolną Magdę Kuc. Co mnie zaskoczyło, to brak przypisów w książce, jakby nie było popularnonaukowej, gdzie często autor wspomina o różnych badaniach...
Tekst uzupełnia kilka czarno- białych rycin

O czym jest książka?
„Kobieta, która widziała Zombie” to książka, która transferuje nas do fascynującego świata ludzkich zmysłów.
Autor przygląda się osobom cierpiącym na zaburzenia neurologiczne, które zakłócają pracę mózgu lub określony zakres jego funkcjonowania. Przypadki analizowane przez prof. Leschzinera wydają się nieprawdopodobne, ale stara się on wyjaśnić te przypadłości, podpierając się wiedzą i znacznym doświadczeniem. To historie ludzi, których percepcja rzeczywistości różni się od przyjętych norm, a warunkowana jest determinantami genetycznymi, urazami albo schorzeniami.
Kolejne rozdziały koncentrują się wokół powszechnie znanych zmysłów: wzroku, słuchu, dotyku, smaku i węchu,a także na kilku ich podzbiorach, takich jak balans czy oko umysłu.
Prof. Guy Leschziner w wyśmienitym stylu, z wybitną, neurologiczną zręcznością, przedstawia niezwykłe historie osób doświadczających zadziwiających deficytów. Pokazuje również jak zmienia się życie człowieka, gdy ich praca zmysłów zostaje zaburzona. Poznajemy uczucia osób, które nie czują bólu, tracą wzrok, mają omamy dźwiękowe, wzrokowe, dotykowe. Czytamy o chorobach znanych mniej lub bardziej, o epilepsji, migrenie, stwardnieniu rozsianym czy bólu fantomowym.
Trudno było oprzeć się zaznaczaniu...
 
Co sądzę o książce?
Cóż... Tytuł książki (tak polski, jak i angielski) nawiązuje do bestsellerowej pozycji Oliviera Sacks “Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”. Tak jak u Sacksa, dla prof. Leschzinera najważniejszy jest
aspekt ludzki, a omawiane przypadki skupiają się na historiach jednostek, nie jedynie na medycznych zawiłościach. Konstrukcja rozdziałów, samo studium przypadków, a przede wszystkim tematyka wpisują się w ten styl. Jednak zdecydowanie lepiej czytała się „Kobietę, która widziała zombie”.
 
To niezwykła książka popularno-naukowa, którą czyta się z zapartym tchem, niczym powieść. Profesor Leschziner to świetny gawędziarz, książka napisana jest lekkim i potoczystym stylem. Poznajemy życie, trudności, uczucia i emocje opisywanych osób, choć czasami wstęp w poszczególnych rozdziałach wydawał mi się zbyt długi. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mógł to być zabieg celowy, aby jak najbardziej przybliżyć czytelnikowi poszczególne przypadki, ułatwić ich zrozumienie. Medyczne opisy nie są nurzące, a zrozumiałe nawet dla laików. Od książki nie sposób się oderwać, nawet kiedy chciałam przestać czytać, w myślach obiecywałam sobie, że "jeszcze tylko do końca akapitu". Profesor opisuje nam historie poszczególnych zaburzeń tak, że przestają być jedynie „przypadkami medycznymi”, a stają się "ludźmi z krwi i kości", których trudności przekraczają nasze często stereotypowe pojmowanie. Uzmysławiamy sobie, że neuropsychologia to niezwykle skomplikowana, ale również arcyciekawą dziedzina nauki. Autor udowadnia, że percepcja, nasze postrzeganie świata, to nic innego jak kontrolowana halucynacja.

Minusy? "Kobieta, która widziała zombie", to według mnie, literatura bardziej popularna niż naukowa ;) Autor nie ułatwia weryfikacji swojej wiedzy, brak przypisów, o czym już wspominałam.
Leschziner proponuje swoje ulubione książki. Lektura raczej dla "medycznych laików" lub jako ciekawostka dla zainteresowanych tematem czy znawców. Opisując w ten sposób zaburzenia zmysłów, profesor nie czyni tematu zbyt suchym i akademickim, a wręcz wciągającym.

Po lekturze zostało we mnie wielkie uczucie kruchości naszego bytu, ułomności naszych zmysłów. Autor nie skupił się wyłącznie na aspektach z neurologii. Opisał skutki psychologiczne i społeczne, co pogłębia niepokój, a wręcz strach przed tymi zaburzeniami.


Czytałam zafascynowana, zużywając ogrom znaczników, aby nie umknęły mi najcenniejsze fragmenty...

POLECAM!!!
 
Za książkę do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak Literanova!

Układ stron jest przejrzysty i przyjemny w odbiorze
Autor wyjaśnia nam podstawowe terminy, co ułatwia czytanie
Ulubione książki profesora zamiast typowej bibliografii
Jak zawsze skrzydełka posłużyły mi za zakładki
Jeśli preferujecie e-booki, "Kobieta, która widziała zombie", jest na woblink.com

piątek, 19 stycznia 2024

Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą - Adam Mirek

Czy nauka o ciele człowieka może być ciekawa? Czy wypada mówić, że mamy "bebechy"? Jak zainteresować dziecko tymi wszystkimi szczegółami? I, co równie ważne, jak wytłumaczyć, żeby zrozumiało działanie własnego organizmu? Czy książka Adama Mirka "Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" pomoże znaleźć odpowiedzi? Sprawdźmy! 



"Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" Adam Mirek

Kilka danych technicznych:
Tytuł: Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą
Autor: Adam Mirek

Ilustracje: Kasia Cerazy
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2023
Wydawca: Wydawnictwo Znak
Liczba stron: 288
Format: 16.3 x 22.5 cm
Cena wydawcy: 44,99 zł



Pierwsze wrażenie
Książka w miękkiej oprawie. Na okładce lupa z jakimiś "żyjątkami", a także przyglądający się im pies i autor książki. Kartki matowe, przyjemne w dotyku. Format poręczny- ułatwia trzymanie książki podczas czytania. Książka podzielona na rozdziały. Przejrzysty układ. Ilustracje czarno- białe.


To jest Adam, autor "Bebechów". Całkiem sympatyczny naukowiec, prawda?

O czym jest książka
"Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" jest książką (tak, odważę się użyć tego słowa), popularnonaukową. Skierowaną przede wszystkim do młodego odbiorcy. Ma za zadanie pokazać, wytłumaczyć, pomóc zrozumieć działanie naszego organizmu, poszczególnych organów i zachodzących procesów. Co ważne, autorem jest wybitny naukowiec, Adam Mirek, którego możecie znać z Jego social mediów.


Co sądzę o książce?
Zaskoczyła mnie  pozytywnie objętość książki. Podoba mi się też matowy papier, ponieważ to ułatwia czytanie- światło nie odbija się od kartek. Skrzydełka okładki służyły mi za zakładkę, dlatego sprawdziła się ich szerokość.Czarno- białe ilustracje dały pole do popisu naszym artystycznym zapędom- w ruch poszły więc kredki i nagle książka stała się kolorowa.

"Bebechy, czyli ciało człowieka pod lupą" w nowatorski sposób podchodzi do przekazywania wiedzy młodemu czytelnikowi. Nie jest, jak większość tego typu książek, zbiorem ciekawostek na dany temat, przeplatanych zdjęciami i ilustracjami. Autor z szacunkiem traktuje swoich odbiorców. Zdecydowanie daje się odczuć pasję, autentyczność i poczucie humoru Adama Mirka.

Jeden dzień z życia organizmu Twojego Dziecka opisany w książce? Ależ proszę. Przecież tytułowe "Bebechy" "budzą się" rano, by wieczorem wytwarzać marzenia senne. Dzięki temu zabiegowi każde Dziecko może poczuć się głównym bohaterem "Bebechów". Książka bez ogródek traktuje takie zagadnienia jak gluty, siki i pot. Dlaczego rano z buzi Dzieci pachnie starymi skarpetkami? Skąd biorą się łaskotki i czy wszyscy je mamy? No i co z tymi bąkami? Czytając, nie mieliśmy poczucia sztuczności czy wymuszonych żartów. Czytaliśmy jak zaczarowani. Chcemy zdecydowanie WIĘCEJ!











Jedna z piękniejszych dedykacji, jakie ostatnio przeczytałam... 

Książkę kupiliśmy w Empiku, bo chcieliśmy. Recenzję napisałam, bo warto polecać tak dobre książki!


POLECAMY!

wtorek, 31 października 2023

Torebek historia krótka

Jaki jest najbardziej rozpowszechniony element kobiecej garderoby? Torebka oczywiście! Śmiało można uznać ją za symbol kobiecości. Zdają się być akcesoriami, które towarzyszyły kobietom od zawsze. Za pierwsze torebki można uznać kawałki skóry przymocowane do kija, stanowiące prowizoryczny pojemnik na żywność, krzemienie i inne niezbędne drobiazgi. Koczowniczy styl życia zmusił ludzi do wynalezienia worka, który pomagałby w gromadzeniu jedzenia dla dzieci i krewnych. Co ważne, używali go również mężczyźni. Mamy dowody, że torebek używali Scytowie w V wieku, w formie worka noszonego na biodrach.
Torebki zawsze i do wszystkiego pasują- moje przyjaciółki od zawsze <3
 
Przypięta do pasa torebka była w starożytności symbolem wysokiego statusu społecznego posiadacza tejże. Egipcjanie przechowywali w nich kosztowności, a nosili ją u pasa lub na przedramieniu nawet biedniejsi ludzie. Niezwykłą miłością obdarzono torebki w tzw. wiekach ciemnych, czyli w średniowieczu. Wtedy też nadano im współczesny kształt. Najbardziej rozpowszechnionym wzorem była tzw. listonoszka, którą kobiety uwielbiają po dziś dzień. Używana była głównie przez bogatych kupców do przechowywania złota. Noszona była na pasku, często krzyżowo przez piersi. Kobiety nadal nosiły swoje torebki na biodrach, jako wyróżniający się element przy bogato zdobionym pasie. Dodano metalową ramkę, która powiększyła torebkę i jednocześnie wzmocniła jej konstrukcję. My, archeolodzy, na podstawie drobnych różnic w kształcie torebki i jej zawartości, potrafimy określić, czy należała ona do mężczyzny czy do kobiety.
Małe, duże, skromne, bogato zdobione- do wyboru do koloru
Torebka w średniowieczu była bogato zdobiona, przez co miała podkreślać bogactwo i wielkopańską pozycję swojego właściciela. Był to kunsztownie zdobiony woreczek na jałmużnę. Małe i delikatne torebki uchodziły za wytworne, a duże torby na ramię lub worki świadczyły o niskim statusie społecznym posiadacza, podkreślały, że musi on ciężko pracować- przenoszono w nich jedzenie lub narzędzia na organizowane co roku miejskie jarmarki.
 Nowa torebka zawsze wywoła uśmiech u kobiety
 Torebka idealna do pracy i nadal elegancka? Proszę bardzo!
W XVI wieku damskie stroje stały się bardziej obszerne. Wtedy to powstały tzw. sweet bags- malutkie torebeczki, które ukrywano pod halką na biodrach. Ich zadaniem było przede wszystkim neutralizowanie nieprzyjemnego zapachu. Mężczyźni zrezygnowali z dodatkowych woreczków na rzecz kieszeni. W XV w. podarunkiem ślubnym stały się bogato zdobione torebki damskie. Im bardziej ozdobna była torebka tym wyższy status społeczny miała mieć jej właścicielka. Przeważnie ozdobami takiej torebki były ręcznie wyszywane hafty.
Kocham torebki vintage!
Podoba się Wam ta torebka? Dostępna jest w wielu wersjach kolorystycznych 

 Kiedy przyjrzymy się obrazom z XVIII wieku, dostrzeżemy na nich kobiety z niewielkimi torebeczkami w dłoniach lub zawieszonych na pasku/ łańcuszku na nadgarstku. Nazywano je śmiesznotkami (ridiculus) i najczęściej skrywały puderniczki i lusterka. Brytyjski tygodnik Imperial Weekly Gazette drwił: „Podczas gdy mężczyźni mają ręce po to, aby wkładać je do woreczków (kieszeni), kobiety mają woreczki (torebki), aby je nosić w rękach”.

Rewolucja przemysłowa przyniosła dynamiczny rozwój technologii, rozwijał przemysłu i liczne fabryk. Postęp szybko zagościł w modzie damskiej, dzięki czemu torebki damskie stały się znacznie popularniejszym i powszechniejszym towarem. Torebka przeszła metamorfozę. Producenci zaczęli przywiązywać wagę do detali- na popularności zyskały łańcuszki, zapięcia na zatrzaski, haczyki i koraliki. Zawartość torebki stała się osobistą, intymną sprawą kobiety. Mężczyźni, którzy do tej chwili nosili pieniądze i wachlarze swych dam, zostali z tego obowiązku zwolnieni dzięki praktycznym i przemyślnym torebkom.

Nie długo potem pojawiło się zapotrzebowanie na wytrzymałe kufry podróżne z uchwytami do noszenia. Wtedy też wykonano pierwszą torebkę ze skóry, która posiadała charakterystyczne zapięcie i przegródkę na bilety, a wyglądem przypominała mały kuferek.
Klasyczna, elegancka, skórzana torba
Niewielka, na cieniutkim pasku, zawieszana przez ramię- torebka idealna na spacer czy wyjście z koleżankami
Sprawdźmy czy to na pewno złoto ;)
Jedna z moich ulubionych torebek u Agnieszki- pasuje do pracy i na spacer, do sukienki i do jeansów, na zakupy i plotki z Przyjacielem
Co roku producenci prześcigają się w pomysłach na nowe fasony torebek. Kobiety zwracają uwagę na jakość wykonania torebki, użycie wysokogatunkowych materiałów do ich produkcji i niebanalnych fasonów. Jest czym wybierać! Mamy do wyboru małe torebeczki damskie kopertówki, listonoszki na ramię, praktyczne torby shopper bag, torebki kuferki i oczywiście torby worki. Korzystaj z tej różnorodności, nawet kiedy szukasz taniej torebki masz szansę na znalezienie idealnej. Trendy się zmieniają, ale należy pamiętać, że rzeczywista moc torebki i jej właścicielki tkwi w jej solidności, dyskrecji i uroku.
Torebka, z którą nie mogłam się rozstać
Kolorowe "maleństwo"
Z ptaszkami i pszczółkami też coś znajdziecie
Jak nie uwielbiać takiej pięknej torebki?
Urocza mała czarna torebeczka z pszczołą
Skromna i piękna torebka
Dokładnie ta sama torebka, tylko w innej wersji kolorystycznej
Kto powiedział, że do biura pasuje tylko ciemna torebka?
Blink- blink- błyszczące torebki na specjalne okacje
Kobiety lubią błyszczeć
Soczyste kolory królują w torebkowym świecie od kilku lat
Różne zamknięcia- każdy znajdzie  coś dla siebie
To maleństwo skradło moje serce i pasuje do mojej jesiennej stylizacji
Portfele- małe i duże, błyszczące i matowe- nic tylko wybierać!
Eleganckie portfele dla każdej kobiety
Twoja torebka może mieć Cię na oku ;)
Wszystkie torebki i portfele z tego posta znajdziecie u przemiłej Agnieszki, w Galerii Planty, na stoiskach 25 i 36. Dziękuję Aguś za pomoc w realizacji tego "torebkowego szaleństwa".

U Agnieszki każdy znajdzie coś dla siebie- Panie i Panowie, młodsi i starsi. 
 
 
POLECAM!!!