czwartek, 13 czerwca 2019

Dobrze, że wróciłeś

Jest gorąco i w niektórych momentach mam wrażenie, że nawet oczy mi się pocą. Ostatnie dwa tygodnie są niesamowicie intensywne. Dużo się dzieje w moim życiu. Podejmuję wyzwania i decyzje, które mogą zaważyć na całym moim życiu. Zastanawiam się jak udźwignąć "dary", którymi obdarza mnie los. Skupiam się na pozytywach, szukam dobrych relacji i prawdziwych ludzi.
 
Słońce nie daje mi wyboru. Oświetla drogę zbyt mocno. Nawet mrużąc oczy, nie zawsze udaje mi się utrzymać obrany kierunek. Kieruję swe kroki dość odważnie do przodu. Potykam się o leżące gałęzie i kamienie. A droga jest wyboista. Klęcząc po upadku, wcale nie udaje mi się dostrzec bezpiecznych granic. Znów czuję kurz w ustach. Na czworaka próbuję nie wpaść do rowu obok, gdzie świat wylewa swe pomyje. Zmęczona, zdyszana, siadam na skrawku bezpiecznego pobocza. Rosnące tu drzewo, rzucając swój cień, daje mi chwilę odetchnąć podczas mojej wędrówki. Powoli opieram się o stary pień. Przymykam oczy. Nie wiedziałam, że wybór, którego dokonałam, będzie tak trudną przeprawą. Przez chwilę zastanawiam się, czy oby na pewno warto ponosić taki trud, aby osiągnąć cel. A może ułatwić sobie zadanie, złamać zasady, użyć podstępu? Nie, nie umiem tak- ma być na maksa albo wcale. Nie potrafię pójść na kompromisy jeśli chodzi o moją osobę. Nie umiem sobie odpuścić. Ale satysfakcja jest proporcjonalnie większa.
Z Tobą nawet kręta droga, jest łatwiejsza
Docieram do domu. Wchodzę po schodach, mam wrażenie, że budynek jakby "osłabł", ledwo "stoi na nogach"... Pusto. Chodzę po pustych pokojach, dotykam ram okien, w których staliśmy wtuleni i patrzyliśmy, razem, na świat za szybą. Siadam na blacie kuchennym, zupełnie tak jak wtedy, kiedy razem przygotowywaliśmy obiad. Kroiłam masło, żebyś mógł dorzucić małe kosteczki do mojej ukochanej ryby. I jeszcze gałązka rozmarynu. Dziś siadam do stołu i mam wrażenie, ze przechyla się na boki. Powoli idę do salonu. Kładę się na podłodze przed kominkiem. Gładzę dłonią piękne drewno. Podłoga pręży się, klepki trzeszczą złowrogo, kiedy próbuję wstać. Wszystko jakby przechyliło się mrocznie. Uciekam do sypialni. Na niewielkim stoliku dostrzegam niewielki wazonik z polnymi kwiatami. Bezwładnie wręcz opadam na łóżko. Rozkładam szeroko ramiona, po czym przyjmuję pozycję niemal embrionalną. Czy to wszystko pozwoli mi odnaleźć siebie i zgubiony gdzieś po drodze sens? Nagle słyszę kroki. Wiem, że idziesz boso. Kładziesz się obok i całujesz mnie w ramię. Uwielbiam to. Tak bardzo cieszę się, że wróciłeś. Och, jak dobrze. Cały dom znów jest jakby oswojony. Kwiaty, które widziałam na stoliku, cichutko piją wodę. Uśmiecham się. Teraz, razem, możemy położyć się na podłodze przed kominkiem...
Kwiaty znów oswojone, cicho piją wodę
Otwieram niepewnie oczy. Stoisz z pewnie wyciągniętą w moim kierunku ręką. Chwytasz mą dłoń i pociągasz mocno. Niemalże podskakuję, by w ułamku sekundy znaleźć się w Twoich ramionach. Wtulam się w Ciebie i słyszę Twój szept: "Lubię twoje ciepło". Wiem, że droga będzie teraz łatwiejsza....

13 komentarzy:

  1. Bardzo optymistyczne zakończenie i poetycki tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na Twoja książkę. Pięknie piszesz. Tego talentu nie można zmarnować.

    OdpowiedzUsuń
  3. zatrzymam się na chwilę i pomyślę <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny tekst. Brakuje mi takich w sieci <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładnie się ten tekst kończy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam takie intensywne dni, tygodnie, miesiące.. kiedy dużo się dzieje, kiedy muszą podjąć ryzykowne decyzje...
    piękny wpis!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to wszystko ładnie napisane...

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny tekst. Planujesz wydać książkę?

    OdpowiedzUsuń
  9. Z drugą osobą zawsze lepiej przejść przez trudności ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak ja lubię te twoje "nieparentingowe" teksty!!!

    OdpowiedzUsuń