środa, 24 czerwca 2020

Mały Policjant. Gra planszowa

Kiedy byłam w ciąży zaczęłam myśleć, jak zrobić i co, żeby moje Dziecko było bezpieczne. Jak wpoić Mu wiedzę, która zagwarantuje Mu bezpieczeństwo? Kiedy Piotruś postanowił zostać Policjantem, po prostu poszłam do sklepu i kupiłam Mu mundur. Poznał wielu prawdziwych Policjantów, zawsze chętnie z nimi rozmawia. NIGDY NIE STRASZYŁAM DZIECKA POLICJANTAMI!!! A podczas jednej z wizyt na poczcie, Piotruś dostrzegł planszówkę, której jeszcze nie było w naszym domu. Niestety była uszkodzona. Szybko znalazłam ją w internecie. Dwa kliknięcia i zamówienie zrobione. Sklep internetowy szybko pomachał naszej przesyłce na pożegnanie i 3 dni później paczka była już w naszym domku.
Mały Policjant. Gra planszowa

"Mały Policjant" to gra planszowa dla 2-4 graczy w wieku powyżej 6 lat. Zainteresowanie Piotrusia Policją sprawiło, że doskonale radził sobie już jako pięciolatek.

Kilka danych technicznych:
Tytuł: MAŁY POLICJANT
Wydawca: Artyk Sp. z o.o.
Wiek graczy: 6+
Ilość graczy: 2-4
Format: 31 x 27 x 6 cm
Cena wydawcy: 25 zł
Plansza do gry jest bardzo kolorowa

Co znajdziecie w pudełku?
- plansza
- 4 pionki (podstawki + tarcze w 4 kolorach)
- 60 kart (40 z pytaniami, 20 z zadaniami)
- tarcza ze strzałką
- kostka do gry
- plik certyfikatów
- instrukcja

Jak grać?
Przygotujcie pionki, umieszczając tarcze w podstawkach i rozkładając planszę tak, aby wszyscy gracze ją widzieli. O kolejności graczy decyduje ilość wyrzuconych oczek. Grę rozpoczyna osoba, która wyrzuci najwięcej oczek na kostce. Standardowo pokonujemy grę od startu do mety. Na planszy znajdują się pola specjalne. Jeśli staniesz na polu niebieskim, zielonym lub żółtym, ciągniesz kartę z odpowiedniego kolorystyczne stosu. Musisz prawidłowo odpowiedzieć na pytanie lub wykonać zadanie umieszczone na karcie. Jeśli tego nie zrobisz, tracisz kolejkę. I tak karty niebieskie to pytania ze znajomości przepisów i obowiązującego prawa, zielone dotyczą znajomości zasad bezpieczeństwa, a żółte to zadania sprawdzające sprawność fizyczną i refleks. W przypadku niebieskich kart warto sprawdzać i weryfikować pytania i odpowiedzi, ponieważ przepisy zmieniają się i trzeba uważać, żeby nie wprowadzić Dziecka w błąd podczas zabawy.

Jeśli staniecie na czerwonym polu, tracicie kolejkę, ponieważ jesteście potrzebni na miejscu nagłego wypadku. Zajmuje Wam to oczywiście sporo czasu. 😉 

Strzałki na planszy oznaczają przesunięcie pionka w miejsce, które wskazują. W przypadku strzałki zielonej będą pola bliżej mety, a w przypadku strzałki czerwonej, będziecie musieli się cofnąć. 

Ciekawym polem jest lupka. Oznacza poszukiwanie akcesoriów Policjanta. Za pomocą koła ze strzałką losujesz jedno z 6 akcesoriów i musisz odnaleźć je na planszy. Każde jest ukryte w jej pięciu miejscach. Musisz znaleźć wszystkie w zaledwie 4 sekundy. Jeśli nie zdążysz, losujesz karne zadanie z żółtej talii kart.
W zestawie jest standardowa kostka sześciościenna i 4 pionki
Wrażenia
Gra jest po prostu ładna. Grafika jest przyjemna dla oka, choć wizerunki Policjanta i Policjantki są w "amerykańskim stylu". Karty są wygodne w użyciu, choć na początku, jak to często bywa przy "nieogranej" talii, dość ciężko się je tasuje. Kostka zwykła, ale spokojnie można ją zastąpić naszą ulubioną lub wielościenną (12 lub 20). Pionki nie przewracają się podczas rozgrywki, łatwo je złapać i przesuwać po planszy. Gracze mogą wybrać swoje ulubione kolory.

Zadania są bardzo różne. Być może będziecie musieli zrobić przysiady, a może pompki. Jeśli zaś chodzi o pytania, bardzo cieszy mnie ich zakres. Myślę, że niejednemu dorosłemu uświadomią kilka kwestii, zwłaszcza w zakresie przepisów prawa. Należy je jednak co jakiś czas weryfikować, ponieważ akty prawne zmieniają się. Polecam wtedy wydrukować poprawione pytanie i nakleić je na kartę. W przypadku pytań z zielonych kart, warto zauważyć ich mocno edukacyjny walor. Dotyczą one zdarzeń, które mogą spotkać każde Dziecko. Pomogą zrozumieć i wyrobić pewne nawyki myślowe. Niech przykładem będzie wydarzenie na placu zabaw. Dziecko widzi, jak inne, mniejsze, wychodzi z placu zabaw. Co powinno zrobić? Pozwolić maluchowi wyjść z placu, bo nie lubi takich małych brzdąców, okrzyczeć dziecko i wrócić do zabawy, czy może zatrzymać je i szybko powiedzieć o uciekinierze dorosłym? Albo co ma zrobić Dziecko, kiedy nieznajomy proponuje podwiezienie do domu jego ładnym samochodem? Powinno skorzystać, bo to takie ładne auto, a pan jest miły? A może zgodzić się, mimo, że nie zna tej osoby, bo boją je nóżki, a do domu jest daleko. Czy szybko uciec między budynki i poinformować rodziców i opiekunów o tym zdarzeniu? Takiej nauki nigdy za wiele!

Czas gry jest uzależniony od tego na ilu polach specjalnych staniecie i jak szybko będziecie odpowiadać na pytania i wykonywać zadania. Może się okazać, że zostaniecie Policjantami w 15 minut, ale Wasza rozgrywka może trwać i ponad godzinę. Ja wykorzystuję grę do tłumaczenia Synkowi tych różnych sytuacji. Warto poświęcić na to chwilę i dodatkowo, poza wskazaniem prawidłowej odpowiedzi, rozwinąć ją. Podać przykład, czasami nawet pokazać zdjęcie czy filmik w internecie. Dziecko musi znać potencjalne zagrożenia i umieć  prawidłowo na nie reagować. Taka nauka na pewno zaprocentuje i zwiększy bezpieczeństwo Waszych Pociech! 

PAMIĘTAJ! NIGDY NIE STRASZ DZIECKA POLICJANTEM! Jeśli zginie lub stanie Mu się coś złego, nie odpowie na wołanie Policjantów, bo będzie się bało, że funkcjonariusz zabierze Je od Mamy lub Taty. Przecież zawsze powtarzali, że "przyjdzie Policjant i cię zabierze". Zaufanie do służb mundurowych (Policjanci, Strażnicy Miejscy, Strażacy czy ratownicy z karetki), może uratować zdrowie i życie Twojego Dziecka!

Tarcza ze strzałką do losowania akcesoriów
Talie kart powinny być blisko planszy
Przykładowe pytania z niebieskiej talii kart
Przykładowe pytania z zielonej talii kart
Przykładowe zadania z żółtej talii kart
Zwycięzca otrzymuje Certyfikat

POLECAMY!

niedziela, 21 czerwca 2020

Średniowieczna Osada Górnicza- Park Techniki w Złotym Stoku

My zwiedzanie rozpoczęliśmy od złapania odrobiny szczęścia
Średniowieczna Osada Górnicza- Park Techniki w Złotym Stoku to miejsce, gdzie po przejściu przez bramę przenosicie się do średniowiecza. Dla Najmłodszych jest plac zabaw, gdzie Dzieci zupełnie zapominają o plastikowych zabawkach, a o komórkach pamiętają tylko w kontekście zrobienia zdjęć na pamiątkę lub nagrania filmiku dla Dziadków. Ileż zabawy jest podczas trafiania krążkami na kijki czy podczas bujania się na drewnianym koniu na biegunach. Można również sprawdzić swoją równowagę i surfować "na sucho". Pod daszkiem znajduje się czołg Leonarda- niesamowita maszyna, która zdecydowanie wyprzedzała swoją epokę!
 Do Średniowiecznej Osady Górniczej prowadzi droga z ogromnymi śladami spóp
 Kierunek zwiedzania wyznaczają nam znaki
 Po przejściu za tą bramę, przenosimy się w czasie
Średniowieczny plac zabaw daje Dzieciom mnóstwo radości
Możecie sprawdzić własną równowagę
Wspaniała Pani Przewodnik prowadzi nas po wszystkich konstrukcjach Parku Techniki. Okazuje się, że wykonał je miejscowy pasjonat. Jej opowieści są bardzo ciekawe i zdecydowanie doskonale dopracowane do wieku i zainteresowania grupy. Wiedza "sprzedawana" jest w bardzo ciekawy sposób, często jako anegdotki z życia górników z tego regionu. To co podobało się nam wszystkim chyba najbardziej, to możliwość wypróbowania wszystkich urządzeń. Oczywiście Dzieciom mogą pomagać Opiekunowie. Wszystko z uśmiechem i przymrużeniem oka. Dla bardziej zainteresowanych, przy każdym "eksponacie" znajdują się opisy z ciekawymi ilustracjami źródłowymi.
 Jak czerpano wodę, kiedy nie było jej w kranie?
 Dzięki zastosowaniu dźwigów, podnoszono z łatwością ogromne ciężary
 Czy to duże koło dla chomików?
Chomikami w Parku Techniki w Złotym Stoku są... zwiedzający!
Na wszystkich czekają przyjazne... kozy. Złota i Arsen mieszkają na terenie Parku Techniki w Złotym Stoku i jestem pewna, że wieczorem mają bardzo pełne brzuszki, bo absolutnie każdy chce dać im choćby małe źdźbło lub kawałek marchewki. Kozy jak to kozy są łakome i przekąsek nikomu nie odmawiają. Polecam Wam jednak zwrócić uwagę, na to jak rwiecie dla nich trawkę, bo po dezynfekcji rąk, mogą być one gorzkie i kozy mogą ich nie chcieć. Nam pomogło przetarcie rąk chusteczką nawilżaną.
 Kozy uwielbiają koniczynki...
 ... i soczyste marchewki..
Tu mieszkają Złota i Arsen
W Średniowiecznej Osadzie Górniczej możecie poszukać złota, które płucze woda w młynie stępowym. Radości i zabawy nie ma końca. Warto wejść do labiryntu strachu. WAŻNE! Jeśli macie problemy z błędnikiem lub chorujecie np. na epilepsję NIE MOŻECIE TAM WCHODZIĆ. Zabawa zabawą, ale zdrowie jest najważniejsze. Ja z moim błędnikiem nie ryzykowałam. Dla zdrowych osób to świetna zabawa- tak dla dużych jak i małych. 
Chata Kata w Średniowiecznej Osadzie Górniczej
Zaryzykujesz zwiedzanie?😋
Niegrzeczne Dziecko? Załatwiłam to z Katem 😂
Panowie przymierzają się do topora. Tylko dlaczego z tej strony?
Na koniec zwiedzania czeka nas wizyta w chacie kata. Poznajemy tam profesję specjalisty od pozbywania się problemów z głowy... ops, pardon- całej głowy. Jeśli Wasza Pociecha będzie niegrzeczna, możecie Łobuziaka zamknąć w klatce- niechaj Go wrony przeczeszą, albo posadzić na "krześle do masażu" 😉. Po wyjściu z chaty kata Przewodnik ma niespodziankę, bez której nie można opuścić Średniowiecznej Osady Górniczej. Co to za niespodzianka? Musicie przekonać się o tym sami odwiedzając Średniowieczną Osadę Górniczą- Park Techniki w Złotym Stoku.
Najważniejszy prezent dostajemy na końcu zwiedzania....
POLECAMY!!!! Wracamy do Was niebawem!
Pamiętajcie, że nie pokazałam Wam wszystkiego, abyście mogli odkryć to sami w Średniowiecznej Osadzie Górniczej- Parku Techniki w Złotym Stoku. Będziecie chcieli tu wrócić!
Piotruś postanowił troszkę oszukiwać ;)
Takie ciężary przeciągano z łatwością
Kogo zaprzęglibyście do pracy?
Taaaki głaz, a taaaki lekki?
Segregujemy błyskotki
Wszyscy szukaliśmy słota w młynie stępowym
Pani Przewodnik z chęcią pomagała najmłodszym
Młyn Stępowy w Średniowiecznej Osadzie Górniczej
Jako archeolog, zainteresowałam się tym eksponatem
Młyn w Parku Techniki
Możecie wejść do środka
Labirynt Strachu. Pamiętajcie, że są przeciwwskazania do wejścia!
Widok na koło dla "ludzkich chomików"
Drewniane koła zdobią Średniowieczną Osadę Górniczą
Widok z okna w Chacie Kata
Średniowieczna Osada Górnicza- Park Techniki w Złotym Stoku
Przez Park Techniki płynie strumyk

piątek, 19 czerwca 2020

Pachniesz jaśminem

- Chodź na łąkę pana Henryka- Michał pociągnął mnie lekko za rękę.
- Dlaczego?- spytałam zaskoczona.
- Zobaczysz- uśmiechnął się tajemniczo.
Szliśmy powoli, Michał mnie nie poganiał. Zwalniał, kiedy widział, że z trudem łapałam oddech. Nie rozumiałam reakcji mojego ciała. Byłam wygimnastykowana i doskonale rozciągnięta... Byłam, to kluczowe słowo, bo przecież tyle dni leżałam w szpitalnym łóżku. Teraz łapałam zadyszkę przy szybszym marszu czy wspinaczce po schodach na czwarte piętro w fabryce. Denerwowało mnie to, ale fizjoterapeuta nie pozwalał mi nadal na zbyt intensywne ćwiczenia. Tak na prawdę nie pozwalał mi na jakiekolwiek ćwiczenia, poza rehabilitacją.
Na łąkę pana Henia prowadziła kręta ścieżka wśród drzew. Obok niej płynął strumyk, w którym chłodziliśmy wino i lemoniady. Jego szum bardzo mnie uspokajał.

- O kurczaczek- otworzyłam szeroko usta.
- Podoba ci się?- uśmiechał się do mnie.
- Skąd wiedziałeś, że jest tu tyle jaśminu?
- Byłem tu wczoraj i pomyślałem, że to ci się spodoba.
- Jest nieziemsko pięknie. Dziękuję.
Patrzyłam na łąkę, na której obrzeżach całe w bieli rosły ogromne krzewy jaśminu. Od jego zapachu, aż brakowało tchu. Uwielbiałam jaśmin, kochałam jego zapach. Mogłabym tam stać godzinami. Odruchowo podniosłam aparat i zaczęłam robić zdjęcia.
- Już chodź. Musimy ruszać- Michał wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ale ja zrobiłam dopiero kilka zdjęć- protestowałam.
- Musimy iść. Jesteśmy to od pół godziny, a to zdecydowanie za dużo.
- Ale Michał...
- Dość. Wrócimy jutro. Teraz musimy iść. Dla naszego własnego dobra Mała.
- Masz rację. Już lekko kręci mi się w głowie.
- Ale wszystko dobrze?- spytał zatroskany.
- Tak.
- Niedobrze ci? Będziesz wymiotować?
- Nie, chyba nie.
- Mała? O cholera- złapał mnie, kiedy lekko osuwałam się na ziemię.
- Oj, już dobrze.
- Idziemy- wziął mnie na ręce i szybkim krokiem ruszył w stronę lasu.
- Tak dziwnie zakręciło mi się w głowie. Przepraszam- szeptałam, wtulając się w jego ramiona.
- To moja wina. Straciłem poczucie czasu, a miałem go pilnować. Taka ilość jaśminu jest niebezpieczna. Przepraszam Mała.
- Już lepiej. To nie twoja wina. To ja chciałam zrobić więcej zdjęć.

Byliśmy już dość daleko od łąki, kiedy Michał postawił mnie na ziemi. Zawroty głowy minęły. Nadal jednak miałam płytki oddech, co martwiło Michała. Uparł się, że kończymy naszą wycieczkę. Nie oponowałam, nie miałam na to siły. Do domu Matyldy wracaliśmy bardzo powoli. Mój oddech powoli się normował. Wiedziałam jednak, że nie pozwolą mi już na samotne wyprawy.

Matylda czekała na nas na ganku. Była wyraźnie zmartwiona. Na ten widok odruchowo się wyprostowałam i uśmiechnęłam. Nie chciałam jej dodatkowo martwić.
- Dziecko moje- przytuliłam nie mocno.- Jak ty się czujesz?
- Dobrze- uśmiechnęłam się, a odwracając głowę w stronę Michała syknęłam- Musiałeś zadzwonić?
- Musiał- skarciła mnie Matylda.
Zabrała nas na obiad. Specjalnie dla mnie zrobiła pierogi z truskawkami i ze śmietanką. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy przy stole. Późnym popołudniem pożegnał nas Michał. Chciałam pomóc w sprzątaniu, ale Matylda odesłała mnie do mojego pokoju. Nie miałam siły sprzeciwiać się jej poleceniom. Niespiesznie ruszyłam więc po schodach do siebie. Postanowiłam odpocząć na tarasie, ogrzać się w cieple zachodzącego słońca.
- Halo? Jest tu ktoś?- pytałam, niepewnie przekraczając próg tarasu.
- Chodź do mnie- serce zadrżało mi, kiedy usłyszałam jego głos.
- Co ty tu robisz?- dopytywałam zbliżając się do leżaka, na którym siedział.
- Żaba ja nie potrafię bez ciebie żyć.
- Ale "Z", nie możemy. Zbyt wysoka cena...
- Ciiii- przyłożył mi palec do ust.- Pracuję nad tym. Uwierz mi. Niczego bardziej nie pragnę, niż ciebie przy mnie.
- Wiesz, jak to się ostatnio skończyło.
- Chodź do mnie- pociągnął mnie do siebie.
- Boję się- wtulałam się w niego, by jak najszybciej usłyszeć bicie jego kochanego serca.
- Wiem. Ja też. Cholernie- głaskał z czułością moje włosy.
- Jak więc chcesz odwrócić zły los na naszą korzyść?
- Jeszcze nie wiem.
- Zbóju?- spojrzałam na niego.
- Hmmm?
- Tęskniłam za tobą.
- Tak?
- Tak troszeczkę, odrobinkę, o tyle tylko- pokazałam wielkość prawie zbliżając do siebie opuszki palców wskazującego i kciuka.
- Ja też- pocałował mnie delikatnie.
- A tak właściwie, to co tu robisz?
- Przyjechałem do ciebie. Nie mam tu innych spraw.
- Jestem autem. Jak wrócimy?
- Ja przyjechałem pociągiem. Problem z głowy.
- Gdybyśmy mieli tylko takie- westchnęłam.
- Na wszystkie znajdziemy sposób- pocałował mnie we włosy i przyciągnął do siebie jeszcze mocniej.

Siedzieliśmy wtuleni w siebie do późna. Matylda dyskretnie zostawiła tacę z jedzeniem na stoliku w pokoju. Pomyśleć, że nawet słowem nie zdradziła się, że "Z" przyjechał. Ciekawe czy Michał wiedział?  

Odjechaliśmy kilka dni później, podczas których "Z" nie odstępował mnie na krok. Czułam się przy nim taka bezpieczna. Dopiero kiedy zbliżaliśmy się do domu, poczułam niepokój. Nie wiedziałam jak rozwiążemy nasze problemy. Jak sprawimy, że będziemy razem. Przed nami długi, wykańczający proces z "W". Groziło jej wiele lat za kratami, za atak na funkcjonariusza, który mógł okazać się śmiertelny. Czekały na nas dylematy, czy milczeć podczas rozprawy, czy prosić o uniewinnienie ze względu na dziewczynki. Przecież była ich matką, kochały ją nad życie. Z drugiej strony ja też byłam matką i mogłam nigdy więcej nie tulić mojego syneczka na dobranoc. Byłam rozdarta. Jednocześnie nie chciałam dłużej żyć bez "Z". Postanowiliśmy jednak, że na razie odgrywamy dalej obrane przed laty role. Jak długo jeszcze nie wiedzieliśmy...




(przypominam, że jest to fikcja literacka, a wszelka zbieżność osób, wydarzeń i miejsc jest przypadkowa!)

środa, 10 czerwca 2020

Ucieczka

Uciekłam na chwilę od świata. Taki był zamiar, pierwotna myśl.. Czy się udało? Nie jestem o tym przekonana... Jechałam w nocy. Przed domem Matyldy zaparkowałam bladym świtem. Czekała na mnie, mimo, że nie uprzedziłam jej o przyjeździe.
- Chodź Maleńka. Pokój już przewietrzyłam, pościel zmienię na noc- witała mnie zbliżając się do auta.
- Ja...- próbowałam wytłumaczyć ten nagły przyjazd.
- Nic nie mów. Powiesz jak będziesz gotowa- uśmiechnęła się, zabierając mi z ręki walizkę.
- Dziękuję- szepnęłam i ruszyłam za nią w stronę domu.
Mój pokój u Matyldy przynosił ukojenie samym wystrojem
Siedzę z kubkiem kawy na tarasie, otulona ciepłym kocem. Jest czerwiec, ale poranki są chłodne. Patrzę w dal, na szczyty. Moje ukochane góry okryła lekka, tajemnicza mgła. Słońce próbuje zawładnąć dniem. Moje życie ostatnimi czasy drastycznie przyspieszało, aż znalazłam się pod murem. Targają mną emocje i uczucia, których do tej pory nie znałam. Są dla mnie nowe. Tylko na tym tarasie czuję się teraz bezpieczna. Próbuję nie myśleć o tym co zostawiłam tam, w oddali. Biorę łyk kawy z mlekiem. Jest słodka. Matylda zawsze dodawała odrobinę karmelu i syropu malinowego. Nie wiem w jakich proporcjach, ale uwielbiałam ten smak. Przenosił mnie w świat zapomnienia.

- Jak się czujesz?- ciepły głos Matyldy wyrywa mnie z letargu.
- Matylda- wracam z zamyślenia.- Nie wiem jak się czuję. Dziwnie.
- Dziwnie?
- Tak. Nie ogarniam tego wszystkiego.
- Jak to?
- Wiesz, cała ta śpiączka, powrót do codzienności.
- A Młody?
- Najchętniej nie odstępowałby mnie na krok.
- Dziwisz się?
- Nie. Wiem, że cholernie to wszystko przeżył. I tak jestem pełna podziwu, że jest taki spokojny.
- To na pewno zostawi w nim ślad.
- Wiem. Staram się łagodzić te skutki, ale czasami jeszcze budzi się w nocy, przychodzi do mnie i przytula się mocno.
- Boi się o ciebie. Dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje.
- Wiem. Oglądałam zdjęcia i filmiki, kiedy przychodził do mnie do szpitala, masował mi ręce i nogi. Całował moje kolana, dłonie, policzki. Czasami zasypiał przy mnie, na skraju łóżka i "Z" zabierał go do domu na rękach- po moim policzku toczy się łza.
- To był trudny czas dla nas wszystkich, a dla twojego syna najtrudniejszy. Gdzie on teraz jest?
- Jest z Kasią. Sam powiedział, że mam jechać do cioci Matyldy na weekend i odpocząć. Gniewasz się, że przyjechałam bez zapowiedzi?
- Oszalałaś? To wasz dom. Ten pokój jest wasz i nikt inny tu nie śpi.
- Moja kochana- oparłam głowę o jej kochane ramię.
- Oj Maleńka. Serce też potrzebuje się wyciszyć- głaska mnie po policzku.
- Matylda ja ci wszystko opowiem, ale...
- Nie, jeszcze nie teraz- przerywa mi spokojnie.- Niech to w tobie urośnie. Chodź na śniadanie i ruszaj na szlak.
- A co masz dobrego?
- Chleb, co go Jagoda wczoraj piekła na liściu chrzanowym i ser biały.
- A miód masz?
- Mam.
- A akacjowy masz?
- Mam. Chodź dziecko, bo sił musisz nabrać.

Po śniadaniu i zmianie obuwia, wychodzę do miasteczka. W rynku kupuję kawałek sera i świeże mleko. Lubiła kupować mleko w rynku od pana Heńka, bo nie uznawał plastikowych butelek, a ze szklanej smakowało wspaniale. Idę dobrze znaną mi uliczką.
- Ej! Miastowa!- słyszę za plecami rozbawiony głos.
- Witaj Michaś.
- Maleńka moja- ściska mnie, lekko unosząc w powietrzu.
- Nie tak mocno- mówię szybko, z przerażeniem myśląc o plecach.
- Przepraszam, zapomniałem. Co ty tu robisz?
- Idę na spacer, na moją ukochaną polanę.
- Sama?
- Nie, mam ser i mleko.
- To chodź po chleb do Jagody i idziemy razem.
- A nie masz dzisiaj dyżuru?
- Nie. A samej cię nie puszczę po tym wszystkim.
- Jesteście wszyscy przewrażliwieni- pokazuję mu język, odwracam się demonstracyjnie i ruszam w kierunku domu Jagody, bo bochenek świeżego chleba.

Mijamy miasteczko i pastwisko. Przechodzimy przez niewielki zagajnik, idziemy wzdłuż rzeki... Jestem wdzięczna Michałowi, że nie pyta. Wiem, że czeka, aż sama zacznę mówić. Nie jestem pewna czy to już ten czas. A może tego właśnie mi potrzeba?










(przypominam, że jest to fikcja literacka, a wszelka zbieżność osób, wydarzeń i miejsc jest przypadkowa!)

niedziela, 7 czerwca 2020

I będziesz moja...

Powoli, niepewnie stawiam pierwsze kroki. Obok mnie, z szeroko otwartymi rękoma stoi rehabilitant. Opieram się ciężko o kule, czuję każdy gram mojej wagi.
- Cholera, muszę schudnąć- próbuję żartować, ale grymas na mojej twarzy w niczym nie przypomina uśmiechu...
- Waga jest dobra, a teraz na granicy, bo dużo schudłaś- Jacek stanowczo kontruje.
- Taaa, akurat. Moje ręce czują coś zupełnie innego- chwieję się lekko.
- Nie kozacz. Jak nie dasz rady, to mów, nie chcę cię zbierać z podłogi.
- Jak to?- próbuję przesunąć prawą nogę do przodu.
- Nie jeden kozaczył, jako to bohater, nie potrzebuje pomocy... a po chwili klap na podłogę.
- No dobra, to nie kozaczę. Kręci mi się w głowie.
- Dobra mam cię- łapie mnie pod ramię. Puść kule.
- Którą?- pytam lekko zamroczona.
- Obie- bierze mnie na ręce i sadza na krześle. Lepiej? Masz wodę- podaje mi kubek z wodą.
- Lepiej- oddycham głęboko. Chcę wracać do pokoju.
- Jeszcze chwilę. Może jeszcze kilka kroków?
- Nie, chcę do pokoju.
- Dobra idziemy.
- Ja nie idę. Ty idziesz, ja jadę.
- Idę po wózek.
Kawa była nieodłącznym elementem walki o powrót do normalności
Jacek jest bardzo cierpliwy. Powoli uczy mnie życia na nowo. Na początek mnie spionizował, zrobiliśmy pierwsze kroki, teraz chce żebym zaczęła spacerować. Niestety nogi odmawiają posłuszeństwa, zbyt długo leżały niewładnie w szpitalnym łóżku. Czasami, tak jak dziś, tracę wiarę we własne siły i do sali wracam na wózku. Dla złagodzenia "szpitalności" tych pomieszczeń, na salę mówię pokój. Nie walczy ze mną, stara się motywować, ale umie też rozpoznać zły dzień. Mój jest właśnie dzisiaj. Siedzę na wózku ze spuszczoną głową. Mam ochotę rozpłakać się, ale duszę w sobie łzy. Wybuchnę dopiero w pokoju. Przymykam oczy.
- Zobacz kto jest u ciebie- Jacek schyla się za moimi plecami i szepcze do ucha.
- Kto?- podnoszę oczy zaciekawiona.
- Pójdziesz do niego sama? Daj mu nadzieję, że jego mama wraca do zdrowia.
- Nie dam rady- szepczę i patrzę na niego oczami pełnymi łez.
- Spójrz na niego. Czekał miesiąc aż się obudzisz, codziennie masował ci ręce i nogi. Urodziłaś taki cud. Nie pieprz mi, że nie dasz rady. Wstawaj!
- Nienawidzę cię. Podaj mi te pieprzone kule- syczę ze złością.
- Brawo, moja dziewczynka.
Stawiam pierwsze kroki. Jacek wciąż mnie asekuruje. Powoli, krok za krokiem zbliżam się do łóżka. Oczy mojego Syneczka stają się jakby większe, uśmiech rośnie. Jacek pomaga mi usiąść na łóżku.
- Dzień dobry Kochanie- szepczę, kiedy Młody siada mi na kolanach.
- Mamusia, moja mamusia. Jak ślicznie chodzisz. Moja mamusia, moja mamusia- powtarza i wtula twarz w moje ramiona. Ściskam go najmocniej jak umiem. 
- Słoneczko mama musi się położyć, dzisiaj dużo chodziła i nóżki muszą jej odpocząć- Jacek zdejmuje Go ze mnie.
- Ale ja chcę się tylko przytulić, ukochać- smutnieje, a najkochańsze na świecie usta układają się w podkówkę.
- Spokojnie, tylko mama się położy i już cię do niej wsadzam, ok?
- Ok.
- No to hopsa do mamy- Jacek sadza Go obok mnie na łóżku.
- Moja mamusia- rzuca się na mnie.
- Co dziś robiłeś Aniołku?
- Byłem w przedszkolu.
- I co robiłeś?
- A pisaliśmy literkę "S" i rysowaliśmy. Bawiłem się z Krzysiem i z Bartkiem. I byliśmy na spacerku i pani Ala powiedziała, że jestem dzielny.
- A co jadłeś?
- Śniadanko. Były kanapeczki, chlebek z masełkiem i serkiem i z tym białym w środku i różowym dookoła. 
- Z rzodkiewką?
- Tak. Ale tego nie zjadłem, bo nie lubię rzodkiewek. 
- Acha. A co było na obiad?
- Jeszcze drugie śniadanko. Było jabłuszko i zjadłem całe. A na obiad była zupka z jajkiem, taka jak lubię i ziemniaczki, i kotlecik i marchewka. I jeszcze był budyń na podwieczorek.
Opowiadasz mi wszystko co robiłeś. Ze szczegółami opisujesz wszystkie zabawy i kolegów. Wtulasz się we mnie i zasypiasz. W moich ramionach zasypiałeś jako maluszek, a teraz znów tuliłam Cię do serca. Mój najpiękniejszy Synek...

- Cześć Mała- w progu staje "Z".
- Cześć- uśmiecham się.
- Jak się dziś czujesz?- siada na krześle przy łóżku.
- Dobrze. Troszkę się boję.
- Dlaczego? Wyniki są bardzo dobre.
- Dzisiaj zadecydują czy mogę wrócić do domu. Od tygodnia nie używam wózka. Może się uda.
- We wszystkim ci pomogę.
- Wiem. Ale...
- Ale?
- Oficjalnie mieszkam sama z Synem. Teraz Kasia ma się do nas przeprowadzić, ale oficjalnie jesteśmy sami. A ja nie jestem do końca sprawna. Zakupów nie zrobię. Cały czas muszę ćwiczyć.
- Jeśli trzeba pójdę do ordynatora.
- Nie trzeba.
- Przecież widział ile osób do ciebie przychodziło, że wszyscy zajmujemy się Młodym, że masz wsparcie.
- Wiem, ale papiery mówią co innego.
- Nie mogą trzymać cię tu wiecznie. Porwę cię i będziesz moja z daleka od tego wszystkiego.
- Hahaha, żartowniś- uśmiecham się. 
- Serio. Porwę ciebie i Młodego...
- I będziesz odpowiadał za przestępstwo- przerywam mu szybko. Nie możemy tego zrobić.
- Wiem, ale korci mnie.
- Ciii- przykładam mu palec do ust.

Lekarze pozwalają mi wyjść ze szpitala. Po dwóch miesiącach walki o oddech i powrót do właściwego funkcjonowania, mam wrócić do domu. Nie wiem co tam zastanę. Jestem przerażona i podekscytowana jednocześnie. Ze szpitala odbiera mnie Kaśka i "Z". Powoli wsiadam do auta. Zapinam pas i uśmiecham się do siebie. Jedziemy powoli, w ciszy. 
- Gdzie jedziemy? To nie jest droga do domu- zauważam, kiedy "Z" nagle skręca w pierwszy zjazd na rondzie.
- Musisz zrobić komuś niespodziankę. On czeka na ten dzień od dwóch miesięcy Mała.
- Wie?- pytam, a łzy same płyną mi po policzkach.
- Nie, to ma być niespodzianka.
- Nie płacz, bo makijaż rozmażesz. Starałam się, żeby był ładny, a ty teraz płaczesz. Starczy już tych łez.
- Ale one same lecą- szlocham. 
- Masz chusteczkę i delikatnie osusz łzy. To szczęśliwy dzień.
Podjeżdżamy pod bramę przedszkola. Kaśka szybko wyskakuje z auta i otwiera bramę. Parkujemy bardzo blisko wejścia. Pomagają mi wysiąść, podają kule. Powoli ruszam do wejścia. 4 schodki, które wcześniej pokonywałam jednym skokiem, teraz stają się ogromną barierą. Powoli podnoszę nogę, wspieram się na kulach, "Z" mnie asekuruje, otwierają mi drzwi. Widzę Młodego, jak opiekunka w szatni pomaga Mu zasunąć bluzę. Odwraca się słysząc zamieszanie przy drzwiach.
- Moja M-A-M-U-S-I-A!!!!- krzyczy i biegnie wprost do mnie.
- Cześć Syneczku- schylam się, kiedy dobiega do mnie i mocno mnie obejmuje.
- Mama!- krzyczy i wciąż mocno mnie ściska.
- Niespodzianka Słoneczko- uśmiecham się.
- Mama- szepcze.
Wracamy do domu. Siedzi za mną w foteliku, a buzia Mu się nie zamyka. Nie puszcza mojej ręki. "Z" parkuje pod blokiem. Wchodzimy bardzo powoli. Młody trzyma kurczowo kawałek mojej bluzki. Kasia otwiera drzwi. 
-NIESPODZIANKA!- wykrzykują zebrani w salonie.
Jestem zaskoczona. W salonie stoi tłum ludzi.
- To wy sobie postójcie, a ja usiądę- wszyscy wybuchają śmiechem.

To był długi dzień. Wypis z kliniki, niespodzianka w przedszkolu, niespodzianka w domu. Nie wiedziałam, że tyle osób zaangażował się w pomoc dla mnie, w opiekę nad Młodym, kiedy ja leżałam w śpiączce. Nie wiedziałam jak im dziękować. Oddychałam spokojnie, próbując nabrać do tego wszystkiego dystansu. Przede mną długa droga...

Kawa... Nigdy wcześniej nie piłam jej w takich ilościach...
Minęło pół roku od wypadku. Lekarz pozwolił mi wrócić do fabryki, ale na razie do pracy biurowej. Dużo zmieniło się w fabryce. Dużo nowych twarzy. Wchodziłam powoli po schodach. Czwarte piętro to dla mnie jeszcze wyzwaniem. Między 3 a 4 piętrem muszę chwilę odpocząć.
- Cześć staruszko. Zazipałaś się?
- Cześć Nykiel- uśmiecham się.
- Sitarski zrób kawę pani inspektor! Migiem!
- Robi się! Dzień dobry pani inspektor- "szczypiorek" staje na baczność na schodach.
- Dzień dobry. Z mlekiem i 3 łyżeczki cukru- uśmiecham się do posterunkowego, ewidentnie tuż po szkole.
- Chodź, czekamy z odprawą na ciebie- pogania mnie Nykiel.
- Już, już- przytulam go na powitanie.
- Witaj spowrotem- otwiera mi drzwi do sali odpraw.
- O cholera! Tego się nie spodziewałam- cały wydział wstał, kiedy weszłam do sali i zaczęli mi bić brawo.
- Witamy spowrotem na pokładzie- naczelnik wręcza mi kwiaty.
- Dziękuję naczelniku- uśmiecham się wzruszona.
- Cześć Pyśka!
- Cześć Grzesiu!
Wszyscy, po kolei, podchodzą i witają się ze mną serdecznie. Na samym końcu podchodzi "Z". Czekałam na Jego ramiona najbardziej ze wszystkich. Na sali zapada cisza. Wszyscy wiedzą, że to jego żona wbiła mi nóż w plecy. Przytula mnie mocno. Odkładam kwiaty i wtulam się weń jeszcze mocniej. Mimowolnie po policzku płyną mi łzy. Powoli puszczam uścisk. Patrzy na mnie, delikatnie dotyka mojego policzka, ociera powoli toczącą się łzę.
- A pieprzyć to- szepczę i rzucam mu się na szyję.
Tylko 2 naszych kolegów wie o nas, o tym co nas łączy. Pozostali odbierają to jako przebaczenie. Niech tak zostanie, jeszcze nie nadeszła chwila, w której się ujawnimy. Pytanie czy taka na pewno nadejdzie?
- I co się panowie opier*alacie? Do roboty!- krzyczę z radością, a w odpowiedzi słyszę gromki śmiech... Jak ja za tym tęskniłam!

"Z" nie opuszcza mnie na krok. Po odprawie ruszamy do naszego pokoju. Tam czeka już na mnie kawa.
- Szczypiorek się postarał. Jeszcze gorąca- z uśmiechem siadam na biurku.
- Tęskniłem za tym widokiem.
- Jakim?
- Ty w naszym pokoju, na biurku, z kawą.
- Szalony.
- Serio. Brakowało tu ciebie- "Z" podchodzi i stale przede mną.
- Ale ja wracam tylko do kwitów- odstawiam kawę.
- Na początek- obejmuje mnie.
- Pewnie na długo- uśmiecham się.
- Zobaczysz, szybko wrócisz w teren.
- Tak myślisz?
- Tak myślę. Uparta jesteś.
- I co, jak już wrócę w teren?- zarzucam mu ręce za szyję.
- I będziesz moja- całuje mnie z uśmiechem....


Poprzednią część przeczytacie TUTAJ


(przypominam, że jest to fikcja literacka, a wszelka zbieżność osób, wydarzeń i miejsc jest przypadkowa!)