piątek, 6 stycznia 2017

Cholerne "wyprzedaże"

Jak to jest być grubym w XXI wieku, uświadomiłam sobie wychodząc z kolejnego sklepu w galerii, w którym obowiązują poświąteczno-noworoczne "wyprzedaże". Z przykrością przeglądałam zawartość kolejnych wieszaków, przerzucając kolejne stosy "przecenionych" ubrań. Kolejne sztuki w "nie moim rozmiarze". W desperacji zaczęłam po prostu pytać czy jest coś "w moim rozmiarze". Panie zerkając na mnie z pogardą, oceniały właściwy rozmiar mierząc wzdłuż i wszerz. Przelustrowana do samych majtek, a nawet skarpetek, upokorzona samym spojrzeniem, szłam za kołyszącymi swymi zgrabnymi tyłkami ekspedientkami (przepraszam- doradcami klienta), po czym wdeptywała mnie "Pani zgrabny tyłek" piętro niżej, pokazując wieszak z pięknie skrojonymi workami. Jakże piękne i gustowne wory... Często z połyskującym skrawkiem lub całe skrzące się wory. "Woli pani dopasowany czy luźniejszy worek?" "Nie IDIOTKO! Żaden! Ale skoro muszę wybrać, to nie będzie to obcisły worek! Przecież do cholery nie chcę, aby moje schaby wyglądały jak świąteczne mięcho obwiązane sznurkiem przed pieczeniem!"- mówię w myślach, a uśmiechając się nad wymiar uprzejmie odpowiadam: "A może pani coś zaproponuje?" "Pani zgrabny tyłek" proponuje aby sobie worki przejrzała, może coś mi wpadnie w oko, więc dziękuję pokornie. I tak przeglądam worki w wielości swych kolorów i skrzących dodatków. Kiedy "Pani zgrabny tyłek" znika na chwilę na zapleczu ukradkiem wymykam się ze sklepu.

Po codziennym maratonie wsiadam do autobusu i z westchnieniem przyklejam się do szyby. Wybieram autobus, który ma całkiem długą trasę. W głowie milion myśli, w oczach smutek. Wysiadam, to mój przystanek. Ma szczęście pada, a płatki rozpuszczają się na ciepłej twarzy- nie będzie widać, że płaczę. Ukrywam twarz w dłoniach chwilę po dotarciu do mieszkania. Osuwam się zmęczona na podłogę. Patrzę na moje "zdobycze" i z przykrością stwierdzam, że jest to T-shirt z działu męskiego w sklepie sportowym i kolejne kolczyki- one pasują nawet jeśli nosisz "duży rozmiar". Teraz trzeba się otrząsnąć i "założyć uśmiech"- idę do żłobka odebrać Piotrusia, a On nie może widzieć na mej twarzy smutku, trosk, rozpaczy...
Wieczorem siadam przed laptopem i zastanawiam się co zrobić. To nie jest tak, że nie próbowałam schudnąć. Przez 1,5 roku intensywnie ćwiczyłam 3 razy w tygodniu, a w weekendy chodziłam na basen- godzina aquaaerobiku + godzina z Synem spędzona na wygłupach= godzina ćwiczeń z "obciążnikiem". Do tego dieta. I co? Przytyłam, a dodatkowo zakwasiłam stawy, przez co muszę korzystać z pomocy reumatologa, a w gorsze dni brać leki przeciwbólowe dla sportowców, bo inne mi nie pomagają, a nie chcę brać ketonalu, bo uzależnia.

Siedząc więc przed laptopem, stwierdzam, że najłatwiej będzie zamówić belę materiału w szarym lub lepiej czarnym, ewentualnie grafitowym kolorze i samodzielnie uszyć sobie kilka "worków"- będzie taniej. Więc jeśli znacie fajną hurtownię, która oferuje dobre ceny tkanin w takich kolorach, to podrzucajcie namiary. Otworzę szwalnię i stworzę linię "worków" dla "dużych pań". A sieciówki niech się wypchają!

3 komentarze:

  1. Kochana ja też nie jestem idealna , raz przytyje , raz schudne i też mi się nie podoba moja figura , bo jest dużo pięknych sukienek które mi nie pasują bo jestem niska i mam duży biust , szerokie ramiona a w pasie jestem chudsza .od pasa w górę trzeba mi rozm. 40 a od pasa w dół 38 i rzadko kiedy mogę kupić sobie jakąś ładną sukienkę albo bluzkę . Jesteś cudowną Kobietą i nie przejmuj się tymi chudymi szkapami .

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, ja ważę ponad 100, przez problemy z tarczycą. Tez próbowałam wielu sposobów i tylko pogarszały sytuację. Jeśli chcesz będziemy się wzajemnie motywować :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Piękna! Nie łam się! Jesteś wspaniałą kobietą, a sieciówki niech się wypchają! A jak już uszyjesz te "worki", to zamawiam szary w dekoltem w łódeczkę :D

    OdpowiedzUsuń